piątek, 31 maja 2013

Rozdział 20


Violetta
-Bardzo mi przykro-zaczął lekarz-Nie udało nam się go uratować...
-Co!?
-Bardzo mi przykro...
-Nie! To niemożliwe! Leon... Nieeeeee!!!
   To był tylko sen...
-Wszystko w porządku?-dziewczyny usiadły obok mnie.
-Miałam straszny koszmar... że Leon...-rozpłakałam się.
-Cii... To tylko sen... Z Leonem na pewno wszystko jest w porządku...-powiedziała Cami.
   Po chwili przyszedł lekarz.
-Co z Leonem?
-Wszystko jest w porządku-odetchnęłam z ulgą-Pan Leon Verdas jest w tej chwili w śpiączce farmakologicznej...
-Jak to w śpiączce!?-zaczęłam panikować.
-Spokojnie Violetta-uspokajały mnie dziewczyny.
-Pacjent miał poważny uraz głowy, nie było innego wyjścia.
-Jak długo będzie w tej śpiączce?-powiedziałam już trochę spokojniejsza.
-Tego nie wiemy... Najdłużej 6 miesięcy...-powiedział lekarz.
-6 miesięcy?-powiedziałam smutnym i cichym głosem.
-Pan Verdas ma bardzo silny organizm, więc myślę, że wybudzi się szybciej.
-Czy możemy do nie go wejść?-zapytałam.
-Tak, ale niech wejdzie tylko jedna osoba...
-Dobrze, idź Viola-powiedziała Fran.
-Ja też chciałem...-zasmucił się Andres.
-Andres!-krzyknęła Cami.
-No co? Dobra, już będę cicho...
   Weszłam do sali. Leon leżał z zabandażowaną głową...
Leon
-Leon... To wszystko moja wina... Przepraszam... Tak bardzo cię kocham...-usłyszałem głos Violetty. Chciałem jej powiedzieć, żeby się nie martwiła, że to nie jej wina, ale nie mogłem wydobyć z siebie głosu... Czułem, jak łzy Violetty spadają mi na dłoń... Tak bardzo chciałbym się podnieść i ją przytulić, ale nie mogę się ruszyć...
-Wszystko będzie dobrze, Leon... Tylko się obudź... Proszę... Musisz się obudzić! Musisz! Leon...-Violetta cały czas płacze, a ja nie mogę nic zrobić!-
Leon...Musisz się obudzić... Słyszysz?-chciałem jej powiedzieć, że słyszę ją i bardzo ją kocham, ale nadal nic nie mogłem zrobić...
-Wiesz, że uratowałeś mi życie? Mam tylko złamaną rękę... Gdyby nie ty... mogłoby się stać coś o wiele gorszego... Tak bardzo cię kocham, Leon...-wtedy usłyszałem czyjeś kroki.
-Violetto-usłyszałem głos mamy-Wszystko będzie dobrze... Nie płacz.
Violetta
   Do sali weszli rodzice Leona. Pani Verdas mnie przytuliła i powiedziała, żebym się nie martwiła.
-Idź do domu, odpocznij...-powiedział tata Leona.
-Wolałabym zostać tutaj...
-Violetto, przyjdziesz jutro, a teraz musisz trochę odpocząć i złożyć zeznania na policji.. Kierowca okazał się groźnym przestępcą, którego od dawna szukają.
-Dobrze...-powiedziałam i wyszłam z sali.
-Violetta? Wszystko w porządku?-spytała Fran, wtedy pojawił się mój tata.
-Violetto! Nic ci nie jest?-spytał troskliwie tata.
-Nie, ale... Leon jest w śpiączce...-przytuliłam się do taty.
-Chodź, pojedziemy do domu...
-Muszę złożyć zeznania na policji...
-Dobrze, najpierw złożysz zeznania, a potem pojedziemy do domu i odpoczniesz-powiedział tata i wyszliśmy ze szpitala.

Posterunek policji:

-Dzień dobry-powiedziałam-Przyszłam złożyć zeznania...
-Violetta Castillo?-upewnił się policjant.
-Tak, to ja.
-Proszę, usiądź sobie-powiedział i wskazał mi miejsce.
-Dziękuję-powiedziałam, gdy usiadłam.
-Zacznijmy od początku.
-Dobrze... Zadzwonił do mnie tata, powiedział mi, żebym wróciła już do domu...-zaczęłam opowiadać.
-Zdenerwowałaś się?-zapytał policjant patrząc w swój notesik.
-To prawda... Tata ostatnio bardzo mnie kontroluje, a ja chciałam spędzić trochę czasu z przyjaciółmi, z Leonem...
-Leon Verdas? To twój chłopak?
-Tak... Byłam zła, ale nic nie mogłam zrobić, więc postanowiłam pójść do domu. Chciałam przejść przez przejście dla pieszych. Było zielone światło, ale i tak spojrzałam się, czy nie jedzie jakiś samochód...
-Zauważyłaś coś?
-Nie, właśnie nie... Nie wiem skąd wziął się ten samochód... Widziałam tylko jedno auto, które stało i czekało na zielone światło.
-Weszłaś na jezdnię, i co dalej?-dopytywał policjant.
-Weszłam i usłyszałam tylko głos Leona... Chciał mnie ostrzec przed tym samochodem... Podbiegł do mnie i...-rozpłakałam się.
-Wtedy doszło do tego wypadku?
-Tak...-pociągnęłam nosem i otarłam łzy-Leon mnie uratował... Gdyby nie on... Czy to prawda, że ten kierowca to przestępca?
-Tak, jest poszukiwany od dwóch miesięcy. Jest oskarżony o porwanie szantaż... Na szczęście jest już w areszcie i czeka na sprawę w sądzie.
-To wszystko? Mogę już iść?-zapytałam.
-Tak, jeśli mielibyśmy jeszcze jakieś pytania, to skontaktujemy się z tobą.
-Do widzenia-wstałam i wyszłam.
   Tata czekał na mnie w samochodzie
-I co?-spytał.
-Nic, powiedziałam im wszystko i tyle-powiedziałam, usiadłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi samochodu.
  Pojechaliśmy do domu. Czekali tam na nas Ramallo, Olga i Angie. Wypytywali się o wszystko... Miałam dość opowiadania w kółko o tym samym...
-Tato, przebiorę się tylko i zawieziesz mnie z powrotem do szpitala. Dobrze?
-Nie wiem, czy do jest dobry pomysł...-zaczął tata.
-Co!? Tato!-zdenerwowałam się.
-Violu, twój tata ma rację... Jutro pojedziesz do Leona.
   Pobiegłam szybko do swojego pokoju, rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać.
"To był najgorszy dzień w moim życiu... Leon uratował mi życie... i teraz jest w śpiączce, a ja nie mogę do niego jechać, bo tata nie uważa tego za dobry pomysł. Do cholery! Nikt nie rozumie, że ja chcę być teraz przy Leonie! Dlaczego!? Pojadę do niego jutro i nikt mnie od Leona nie zabierze! Tak bardzo go kocham... On musi się wybudzić z tej śpiączki...:
   Zasnęłam. Gdy się rano obudziłam, miałam nadzieję, że to tylko zły sen, ale niestety... Umyłam się, ubrałam i zeszłam na śniadanie.
-Dzień dobry Violetto. Jak spałaś?-zapytał tata.
-Cześć, źle.. W ogóle nie mogłam zasnąć...
-Zjedz śniadanie, musisz mieć siły...-powiedziała Angie.
-Yhym.
Camila
   Umówiłam się z Carlosem w Resto Bandzie. Chciałam mu powiedzieć, że nie mogę pojechać do jego rodziców... 
-Cześć kochanie-powiedział i pocałował mnie. 
-Cześć-zamówiliśmy dwa koktajle truskawkowe.
-O czym chciałaś rozmawiać?-zapytał.
-Bo... Ja...-nie wiedziałam, jak mam mu to powiedzieć. Bardzo mu zależało na tym wyjeździe...
-Wykrztuś to z siebie-powiedział, łapiąc mnie za rękę i uśmiechnął się.
-Ja...-wtedy kelner przyniósł nasze koktajle-Dziękujemy.
-Dziękujemy-powtórzył Carlos.
-Carlos, ja nie mogę pojechać jutro do twoich rodziców...-powiedziałam to.
-Co? Dlaczego nie?-zapytał zdziwiony.
-Wiesz, że Leon jest w szpitalu... Moja przyjaciółka mnie teraz potrzebuje... Przepraszam.
-Dobra... Muszę już iść... Zobaczymy się, gdy wrócę od rodziców-powiedział oschle-Cześć Camila.
-Poczekaj...
   Nawet się nie pożegnał...


------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Oto rozdział 20
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, 
ale miałam dużo spraw na głowie...
Dzisiaj przejechałam z kuzynką
ok. 15 km rowerem i jestem wykończona.
Chciałam Wam bardzo podziękować,
bo wejść jest już ponad 10 000!
;**


*Angelika*


8 komentarzy:

  1. Extraa Mam nadzieję że jutro coś dodasz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. eee... kiedy następny? bo ja nie wytrzymam xD

      Usuń
  2. Super. ;D ;* Czekam na następny rozdział ღ

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. Leon wszystko słyszał. Boże on musi się szybko obudzić !
    Zapraszam do mnie, też 20 rozdział http://the-real-love-of-leonetta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli Leon się nie wybudzi, to wiedz, że znajdę Cię wyrwę Ci flaki i dam na pożarcie psu !! XD
    A tak serio, to lepiej, żebyś sama sobie wykopała dół. :>
    Czekam na jedno : Leonetta Aww .. ♥
    Huehahah tyle ode mnie. :)

    Ciao,
    Velvet .xx

    OdpowiedzUsuń
  5. hej świetny rozdział wpadajcie http://violettomaniaczka.blogspot.com/ mój blog

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda mi Leóna, że nie mógł nic powiedzieć a Violka się martwi....

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam na next, bardzo podobają mi się twoje opowiadania :* Biedny Leóś :**

    OdpowiedzUsuń