niedziela, 14 września 2014

11.~ Żegnaj Madrycie!

*

- Jak to miała wypadek? Co jest do cholery?!
   Nie rozumiał, co się dzieje. Violetcie coś się stało? Był rozdarty... Przed znajomymi trzymał się zdania, że nie obchodzi nic, co jest związane z Vilu, ale gdy był sam myślał o niej, gdy grał, myślał o niej, gdy śpiewał myślał o niej, gdy spał myślał o niej, gdy się budził myślał o niej... I nie przestawał, mimo że bardzo chciał...
   Spojrzał na ich wspólne zdjęcie i postanowił i przez głowę przeleciało mu mnóstwo myśli i wspomnień. Bez względu na wszystko, nigdy nie pozwoliłby, żeby Violetcie działa się krzywda. Martwił się o nią. Pierwszy raz bez żadnych wątpliwości martwił się o nią... Wiedział, że jeszcze o niej nie zapomniał...
   Leon zadzwonił do Francesci. Nie obchodziło go już nic, poza tym, żeby Violetta była cała i zdrowa, ale nie chciał, żeby przyjaciółka od razu wiedziała, że cały czas pamięta...
- Halo, Fran? Co jest? - zapytał próbując okazać jak najmniej zainteresowania. Ale przed Francescą nie musiał udawać, ona i tak wiedziała. To, że zadzwonił już wiele znaczyło.
- Leon, możemy się spotkać? Wszystko ci wyjaśnię, okej? - zaproponowała.
- Niech będzie... Za 15 min. w parku?
- Pasuje, to do zobaczenia.
   Rozłączył się.
   Chciał jak najszybciej dowiedzieć się, co się dzieje...


*

   Violetta siedziała w swoim pokoju i zastanawiała się, czy o czymś nie zapomniała, bo nie miała zamiaru wracać do Madrytu po jakieś rzeczy... Nie chciała widzieć ojca. Po raz pierwszy w życiu miała na niego totalnie "wylane". Jeszcze nigdy nie była na niego tak wściekła jak teraz. Zawsze próbowała zrozumieć jego postępowanie i jakoś jej się to udawało, ale teraz? Teraz miarka się przebrała... Tego było już za wiele. Coś w niej pękło... I to tak poważnie. Nienawidziła go.
   W sumie, nie dało się określić jej aktualnego stanu psychicznego... Była rozdarta. Zdradził ją jej ojciec, człowiek, któremu powinna ufać bezgranicznie... Ale ona już nie potrafiła... Nie po tym wszystkim. Czuła się samotna. Przyjaciele byli daleko, a ona nawet nie wiedziała, czy jeszcze nimi są... Poza Francescą, na którą mogła liczyć nawet na odległość, ale to nie było to samo. Leon? Szkoda słów. Violetta przede wszystkim myślała tylko o nim. Tyle, że wciąż się łudziła, że on wcale się tak nie zmienił... Miała nadzieję, że Francesca przesadzała i że jak wróci, to wszystko będzie jak dawniej, że będą razem... Szczęśliwi... Ale w głębi duszy wiedziała, że to niemożliwe, że nie będzie tak łatwo. Rzeczywistość była inna.
   Tak strasznie tęskniła...
   Za Leonem.
   Za przyjaciółmi.
   Za Angie.
   Za Studiem.
   Za domem.
   Za Olgą i Ramallo.
   Za tym szczęściem, którego nie poczuła ani razu będąc w Madrycie.
   Zastanawiała się tylko, ile jeszcze będzie musiała znieść, żeby wreszcie jej życie poskładało się w jedną całość, bo jak na razie, żadne z części do siebie nie pasowało. Ile jeszcze będzie czekać? A co jeśli to w ogóle nie nastąpi?
   Wzięła walizki i poszła pożegnać się z tatą.
- Wracam do Buenos Aires, tato - powiedziała oschle.
- Jak to? Już? Nie! Nie zgadzam się, Violetto!
- Tato, ty nie możesz już mi niczego zakazać! Jestem dorosła zapomniałeś?
- Violetto, popełniasz błąd...
- Nie, to ty cały czas je popełniasz! Nie widzisz tego, że mnie krzywdzisz?! - zdenerwowała się. German nie odpowiedział, więc dodała. - Jeśli chociaż trochę mnie kochasz, to oddaj mi wszystkie listy, które schowałeś... Proszę.
   Westchnął.
- Będę przesyłał Ramallo pieniądze na rachunki za dom, będziesz mogła tam zamieszkać - powiedział podając Violetcie wszystkie listy jakie wysłała. Było ich mnóstwo. Dziewczyna z trudem wcisnęła je do walizki.
- Dziękuję, pa tato.
- Nie pożegnasz się? - powiedział, po czym przytulił córkę tak, jak to zawsze robił. - Kocham cię, córeczko.
- Ja ciebie też tato... Mimo wszystko. Papa.
   I wyszła. Pojechała na lotnisko.

   "To już koniec. Wreszcie wracam do domu! Zobaczę się z Leonem. Mam się bać? Jak zareaguje? Nie mogę się doczekać, aż go zobaczę. Tak strasznie za nim tęskniłam...
    Zaraz wsiadam do samolotu.
   Żegnaj Madrycie!"

*

   Włoszka bała się spotkania z Leonem. Chciała, żeby wiedział, jak wyglądało zniknięcie Violetty, jak do tego doszło, lecz nie widziała innego sposobu, jak okłamanie go... Inaczej Leon nie chciałby jej słuchać. Miała jednak wątpliwości. Są przyjaciółmi, a Leon jest na etapie, w którym nikogo nie słucha, ani nie rozumie. Jego reakcja nie będzie miła...
   Ale cóż, jak już się powiedziało 'A', to trzeba powiedzieć i 'B'...
- Cześć, Leon - przywitała się z nim, a Leon usiadł koło niej na ławce.
- Cześć, powiesz mi, co się stało? Jaki wypadek, o co chodzi?
- Violetta wracała z Germanem i Marią do domu... Była szczęśliwa, miała Ciebie, nas, a w pewnym momencie na drodze stanęła im ciężarówka i zderzyli się z nią. Tamtego dnia...
- Czekaj, ty nie mówisz o tym, co się stało teraz...
- Nie, Leon, to było niecały rok temu...
- Co? Okłamałaś mnie?!
- Przepraszam, ale nie miałam innego wyjścia. Musisz to wiedzieć, musisz! - Leon wstał. - Proszę, Leon wysłuchaj mnie, a potem zrobisz, co zechcesz...
- Nie, Fran. Nie chcę o niej słuchać, rozumiesz?!
- Zarzucasz mi kłamstwo, a sam robisz to przez cały czas jak i w tej chwili. Przestań wreszcie unosić się dumą i posłuchaj mnie!
   Miała rację. Okłamywał wszystkich, okłamywał samego siebie. To go przerosło, ale było jeszcze coś. Tak bardzo chciał wiedzieć, co się wtedy stało. Teraz miał okazję... Ale nie skorzystał...
- Fran, wiem, że chcesz dobrze, ale ja naprawdę nie chcę o niej gadać... Odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Kiedy ona wraca?
- Pewnie późną nocą, więc zobaczymy ją jutro.
   Leon pokiwał głową i poszedł. Francesca westchnęła...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jest 11 :**
Przepraszam, że tyle musieliście czekać, 
ale miałam mało czasu
i ciągle mi czegoś brakowało w tym rozdziale...
Co chwila, coś zmieniałam...
Nadal uważam, że czegoś tu brakuje, 
ale postanowiłam już dłużej Was nie męczyć. xd.

Do następnego :*
Obawiam się, że trochę sobie poczekacie ;/ 

Los quiero muchooo ♥
Amgiee