niedziela, 10 sierpnia 2014

9.~ To wszystko jego wina!

*

- Fran, nawet nie wiesz, jak dobrze cię słyszeć... - powiedziała, a emocje wzięły górę... Wszystkie wspomnienia, wszystko, co ich łączyło i to, co ich rozdzieliło, ta tęsknota, ten ból, a teraz niezwykła radość. - Strasznie cię przepraszam, was wszystkich przepraszam... To nie było celowe Fran, po prostu nie mogłam zostawić taty. Za bardzo cierpiał, a ja razem z nim. Nie miałam jak się z wami skontaktować, ale pisałam listy, cały czas pisałam - mówiła tak szybko, że nie dało się jej zrozumieć, a łzy leciały jej po policzkach, nie potrafiła ich zatrzymać. 
- Uspokój się, Vilu - to dziwne, były tak daleko od siebie, a jednak Violetta czuła bliskość przyjaciółki, czuła ją tutaj, w Madrycie, mimo, że była w Buenos Aires - Niczym się nie przejmuj. Zacznij od początku, bo nic nie rozumiem. Co się stało na twoich urodzinach?
   Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić. To jednak nie był sen. To się dzieje naprawdę. Tu i teraz. Nie mogła w to uwierzyć... Wyjaśniła jej wszystko po kolei. Od wypadku, po spotkanie z Federico. Francesca słuchała jej bardzo uważnie, ale wciąż miała wiele pytań.
- Ale pisałam do was. Najczęściej do ciebie i Leona. Nie miałam numeru, bo telefon się zniszczył i nic nie dało się z niego wydobyć, ale pisałam listy. Cały czas. Zaraz po pogrzebie mamy napisałam do Leona. Potem do ciebie. Do wszystkich napisałam. Ale nie dostałam odpowiedzi, czemu?
- Nie płacz, Vilu. Strasznie mi przykro. Teraz już rozumiem... Wiedziałam. Zawsze wiedziałam, że nas nie zostawiłaś, że coś się stało, ale... Jakie listy, Violetta? Ja nic nie dostałam i z tego co wiem, Leon, Cami, ani nikt inny też nic nie dostali...
- Jak to? - pytała z niedowierzaniem. Jak to możliwe? - Nie rozumiem... Fran, przysięgam, że je wysłałam. Naprawdę... Milion razy...
 - Spokojnie, wierzę ci. Ale nie oczekuję, że oni uwierzą... Wiesz, odkąd nie dawałaś znaku życia, wszyscy myślą...
- Wiem. - przerwała jej Violetta - Federico mi wszystko powiedział... Dziękuję ci, że byłaś cały czas po mojej stronie... Cieszę się, że mam taką przyjaciółkę.
- Ja też się cieszę. Nie wiesz, jak bardzo. Zadzwoniłaś, a czekałam na ten telefon pół roku. Wiedziałam, że w końcu znajdziemy sposób, żeby się skontaktować. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, Vilu. Ufam ci i wiem, że byś mnie nie oszukała. Znam cię i czułam, że coś się stało, bo byś nas nie zostawiła, prawda?
- Dziękuję. Znasz mnie lepiej niż ja sama - zaśmiała się - Nigdy bym was tego ni zrobiła. Potrzebuję was wszystkich i strasznie tęsknię. Niestety, nadal nie rozumiem, co z tymi listami... Chyba, że... Jezu... Czekaj, a... Tata?

*

   Czy to możliwe? Czy German byłby do tego zdolny? Zdolny, by znowu zranić swoją córkę? By znowu ją okłamywać? By znowu przyczynić się do jej rozstania z Leonem? Do rozstania z przyjaciółmi? Czy byłby zdolny znowu przyczynić się do jej nieszczęścia? Sprawić, że Violetta cierpi? Że cierpi Leon? Że cierpią znajomi? Czy byłby zdolny poświęcić dobre relacje z córką dla chorych ambicji?
   Violetta w głębi duszy miała nadzieję, że istnieje jakieś racjonalne wyjaśnienie zniknięcia listów bez udziału taty... Ale jednocześnie wiedziała, że to nieprawda... Była wściekła. Po raz kolejny się zawiodła... To wszystko jego wina!
- Niszczysz mi życie! - rano, jak tylko dziewczyna zobaczyła się z ojcem po prostu nie wytrzymała. 
- Może "dzień dobry"? - powiedział jakoś specjalnie niewzruszony German.
- W ogóle cię to nie interesuje, prawda? Masz gdzieś, jak się czuję! Masz gdzieś moje zdanie! Zawsze miałeś... Nienawidzę cię! - wybuchła.
- Violetta! Nie waż się tak do mnie mówić! Jestem twoim ojcem! 
- Ojcem?! Śmieszne... Ty to nazywasz bycie ojcem?! Nie zasłużyłeś na mój szacunek, tatusiu... - ostatnie słowo wypowiedziała ironicznie. Zaczęła mu wszystko wyrzucać. Słyszała tylko, jak tata wykrzykiwał jej imię, by się uspokoiła, ale ona nie miała nawet zamiaru. Nie zaważała na to. - Jak mogłeś?! Powiedz, jak mogłeś znowu mi to zrobić?! Tylko, że teraz już przegiąłeś, tato... Nie dość, że od dziecka byłam oszukiwana, to jeszcze robisz mi to, gdy jestem już dorosła! Miałam nadzieję, że już będzie dobrze, a ty znowu to zrobiłeś! Dlaczego?! Dlaczego chowałeś te listy?!
- Jakie listy? - po jego minie można było wywnioskować, że kłamie...
- Nie udawaj, że o niczym nie wiesz! Tato! Chociaż raz powiedz prawdę!
- Violetta... - westchnął - Jak będziesz dorosła, to zrozumiesz, że to dla twojego dobra. Uwierz mi.
- Nie. Już nie. A wiesz, co mnie najbardziej boli? Że ja, mimo że jestem już dorosła i mogłam spokojnie wrócić do domu, zostałam tu z tobą... Zostałam, bo mnie potrzebowałeś, a ja potrzebowałam ciebie po kolejnej stracie mamy, ale ty jak zwykle mnie zawiodłeś... Przez ciebie omal nie straciłam przyjaciół! Właściwie... Straciłam. Mam tylko i aż Francescę. Leona też straciłam... To wszystko twoja wina! Teraz jestem już pewna! Wracam do domu! - pobiegła do pokoju, nie zwracając uwagi na wołania ojca.
- Violetta! Violetta, wracaj! Natychmiast! - ale nie słuchała.
   Była wściekła bardziej niż kiedykolwiek. Miała mu za złe... To wszystko jego wina! Ale czemu? Nie rozumiała, dlaczego ojciec tak ją krzywdzi... Dlaczego? Przecież ją kocha... 
   Zaczęła się pakować.

----------------------------------------------------------------------------------------------

Jest i 9 rozdział.
Trochę krótszy i więcej dialogów, ale chciałam, 
żebyście się trochę nacieszyli dobrym obrotem spraw,
zanim coś namieszam... :D

Teraz tak.
Tłumaczę, dlaczego jest dzisiaj, a nie we wtorek.
BO.

Znalazłam pracę na ostatnie 3 tyg. sierpnia
i jest to dla mnie świetna okazja do zarobienia trochę hajsu,
rozumiecie? :D

Ale ta praca jest daleko, więc wyjeżdżam i tam będę nocować.
Nie ma tam internetu.
A ja pracuję 14 godzin, więc mam tylko czas na spanie,
ale oczywiście, jak będę miała jakiś pomysł, to zapiszę na tel,
jak tylko znajdę czas, ok?

Więc do końca wakacji niestety nie będzie rozdziału ;c
Znalazłam tę pracę wczoraj, a teraz właśnie wyjeżdżam
(jest 5.53, więc doceńcie to, że wstałam specjalnie szybciej, żeby ten rozdział dokończyć)

Więc.
Trzymajcie kciuki :)
i do zoba we wrześniu ♥

Los quiero!
Angiee

sobota, 9 sierpnia 2014

8.~ Czy to już ten czas?

*

   Koncert Federico. Wszyscy niecierpliwie oczekiwali jego wejścia na scenę. Fani byli uradowani, a przyjaciele oglądali go w telewizji. Violetta natomiast miała okazję zobaczyć go na żywo. Po raz kolejny. W sumie, wiedziała jak śpiewa i w ogóle... Ale bardzo się cieszyła, bo wiedziała, że go to uszczęśliwia, a skoro on spełnia marzenia, to ona cieszy się z jego szczęścia, a przy okazji z miłą chęcią posłucha jego głosu.
- Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem - powiedział przedzierając się przez grono wielbicielek - Violetta, mam dla ciebie miejsce w pierwszym rzędzie, żebyś mogła mnie obejrzeć z bliska. W końcu jestem gwiazdą.
   Zaśmiali się oboje.
- Oczywiście, dziękuję. 
- Jesteś smutna? 
- Dzwoniłam do Francesci... Nie odebrała.
- I? Co ty, poddałaś się?! Dzwoń, aż do skutku! Ale nie teraz, zaraz się spóźnimy - pociągnął ją i pobiegli "za kulisy". 
   Violetta pomogła mu się przyszykować i poszła usiąść na swoje miejsce, czekając na występ przyjaciela. W końcu wyszedł na scenę, a fani zaczęli go oklaskiwać i krzyczeć jego imię. 
- Dobry wieczór, Madryt! Jak się macie, kochani? - usłyszał głośny odzew - Ostatnio dużo się dzieje w moim życiu, ale myślę, że wychodzi mi to na dobre. Napisałem kolejną piosenkę - znowu aplauz i głośne piski młodych dziewcząt - Napisałem ją specjalnie dla pewnej dziewczyny... Nazywa się "Rescata mi corazón".Ludmiła, to dla ciebie, skarbie... - uśmiechnął się do kamery i zaczął śpiewać.
Tej nocy pomyślałem, 
aby pójść Cię poszukać.
Żebyś była gotowa na dziesiątą.
I zaprosić cię na kolację.
I do tych miejsc, gdzie Cię nigdy nie zabierałem.
W świetle księżyca wyjawić Ci życzenie.

Na brzegu morza powiem Ci słowa miłości.
Pójdziemy tańczyć bardzo blisko siebie.
I o godzinie, w której księżniczki się zakochują
pozostawisz pokój, żebyśmy zostali sami.

Dziś mogę umrzeć z miłości!
Uratuj moje serce!
Zostań ze mną.
Chodź ze mną, Chodź ze mną!
Yeah, yeah!
Uuuu!
Zostań ze mną!
   Federico zawsze dedykował jakąś piosenkę Ludmile, ale nikt nie spodziewał się, że napisze dla niej własną piosenkę. Chociaż, w sumie... Jednak to musiało kiedyś nastąpić. Był w niej zakochany po uszy.
   Koncert trwał już dość długo, a oni ciągle chcieli więcej. On wciąż śpiewał. Był zmęczony, ale  nie przestawał, bo wiedział, ile to znaczy dla jego fanek, które ciągle tylko krzyczały: "Bis, bis!" 
   Violetta czuła jak niszczy się jej słuch od tych wrzasków, ale słuchając przyjaciela, mogła na chwilę przestać myśleć o zmartwieniach... 
   Po paru godzinach koncert dobiegł końca. Wszystkim było najwyraźniej smutno z tego powodu. Ciągle chcieli więcej, ale pogodzili się z tym. Teraz zaczęło się rozdawanie autografów.
"To też potrwa z godzinę" - pomyślała Violetta, ale skorzystała z okazji i postanowiła wykorzystać ten czas, słuchając rady Federica, na telefon do przyjaciółki. - "Może wreszcie się uda".
   Zadzwoniła. Raz. Drugi. Trzeci. Nic. Zajęte. Ale już wiedziała, że nie może się poddać, więc zadzwoniła kolejny raz.
- Halo? - usłyszała głos Francesci. Nareszcie, pomyślała i ucieszyła się bardzo. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że wreszcie słyszy głos przyjaciółki i ma okazję z nią porozmawiać. Od pół roku nie miały kontaktu... Pół roku. A teraz? Teraz wszystko nagle może się zmienić... - Halo? - powtórzyła Włoszka.
- Ha - halo? Fran? - powiedziała na wpół przytomna, jeszcze zszokowana całą sytuacją.
- Jezus Maria... Violetta? - dziewczyna również nie dowierzała. Obie były tak oszołomione, a jednocześnie tak szczęśliwe... Czy to już ten czas? Czas na rozmowę, na wyjaśnienia, na odnowienie relacji z przyjaciółmi? Czy to już ten czas? Czy tylko sen?

*

   Wszyscy przyjaciele także oglądali występ Fede. Ludmiła również. Dziewczyna czekała na moment dedykacji równie mocno jak na poprzednich koncertach Włocha, ale gdy tylko usłyszała, że napisał dla niej piosenkę, ledwo ustała na nogach. Piosenka była piękna, błyszczała prawie tak samo jak Ludmiła, a Blondynka poczuła się doceniona bardziej niż kiedykolwiek. Wzruszyła się i jak po każdym koncercie, zadzwoniła do niego. Na początku się nie dodzwoniła, ale wiedziała, że przez co najmniej pół godziny  będzie zajęty autografami.
   Zadzwoniła godzinę później.
   Odebrał.
- Halo?
- Ładna piosenka dziękuję.
- Dziękuję, skarbie. Wiedziałem, że ci się spodoba.
- E, nie przeginaj. - zaśmiała się - Żadne "skarbie". Długo jeszcze będzie trwała ta trasa?
- Niecałe pół roku... Nie martw się, ja też tęsknię, skarbie...
- Ale... Ja nie tęsknię, pff. Tak tylko pytam... I nie mów do mnie "skarbie"!
- Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi, nie mówiłem ci? - bardzo lubił się z nią droczyć. Ona też to lubiła, tylko... Tylko jeszcze tego nie wiedziała...
- Do widzenia, Federico...
- Jak ja uwielbiam z tobą rozmawiać... - westchnął uradowany - Nie rozłączaj się. Będę już grzeczny...
- Jakoś ci nie ufam...
- A powinnaś... Wiesz, może uda się przyspieszyć trasę, ale nie obiecuję.
- Tak? - zapytała rozentuzjazmowana, ale szybko zorientowała się, że za bardzo się ucieszyła i powtórzyła bardziej obojętnie - tak? Aha... No to... Dobrze.
   Federico zaśmiał się.
- Też się cieszę, ale jak mówiłem, nie obiecuję, bo z tym nigdy nie wiadomo... Po prostu mam nadzieję, że się uda chociaż trochę to przyspieszyć. Szybciej bym cię wtedy zobaczył.
   Była zachwycona tym, jak on do niej mówił. Sprawiał, że czuła się wyjątkowo, ale jak to Ludmiła, oczywiście próbowała to zatuszować... Tęskniła za nim bardzo i jeszcze ten cały stan przejściowy bardzo ją denerwował. Chciałaby móc już mu powiedzieć, co do niego czuje, jak bardzo go kocha, ale nie mogła. Bała się, chociaż nie wiedziała  nawet czego... Nic praktycznie nie stało im na przeszkodzie do bycia razem, tylko ona. Tylko jej upór.
   A może to już czas? Żeby powiedzieć mu prawdę?
Bała się jak zareaguje? Nie, przecież wiedziała, że on wie o wszystkim.
Bała się, że coś się zmieni? Nie, przecież każda zmiana w tym wypadku, mogłaby być jedynie pozytywna.
Bała się, że będzie cierpieć? Nie, przecież się kochają i zależy im na sobie i oboje o tym wiedzą.
Bała się, że coś ich rozdzieli? Nie, przecież jak na razie to tylko ona stawia opór.
   Więc? Czy to już ten czas?

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Więc. TADAM!
Oto rozdział 8.

Podoba się?
Trochę więcej Fedemiły :) 
Bo nie może się przecież wszystko ciągle kręcić wokół Violetty, c'nie?

Wiem, że była taka osoba, której nie podoba się ten parring,
ale mam nadzieję, że przywyknie,
bo nawet w serialu (3 sezon, nwm, czy oglądacie) tak jest.
Więc przepraszam, jeśli cię trochę zanudziłam, ale...
Nie mam żadnego usprawiedliwienia. xd
Pozdrawiam ♥

Dobra, czytałam komentarze pod siódemką
i naprawdę bardzo się cieszę :)
Nawet nie wiecie, jaką radość sprawiają mi Wasze komentarze,
szczególnie takie, że cieszycie się, że wróciłam i wgl...
Teraz jestem pewna, że nie żałuję, że wróciłam :*

Mam pewien problem z odpowiadaniem na te komentarze,
(chyba coś z laptopem nie tak, ale poproszę brata, żeby się tym zajął :))
dlatego podziękuję Wam tutaj ♥

olivia blanco
Anonimek
Fiolet Verdas
janina kowalska
Andżelika .
LilDevil
karciaa;**
Lodovica
Anonimek

Dziękuję, to bardzo miłe, co piszecie i to m.in dzięki Wam tutaj jestem :)
Kocham Was i mam nadzieję, że o tym wiecie ♥

Dzisiaj idę do babci na 3 dni, ale rozdziały mam już prawie napisane,
także będę sobie na tel. zapisywać, a potem tylko przepiszę na bloggera i bd git :)
Następny rozdział jakoś wtorek/środa.

Los quiero!
Angiee


czwartek, 7 sierpnia 2014

7.~ To wszystko przeze mnie...

*

   Czy musi tak być? Naprawdę? Miała wrażenie, że to jest ukartowane... Że los to wszystko sobie wymyślił i stawia jej cały czas kłody pod nogi... Violetta miała tylko nadzieję, że je przeskoczy...
- Nie przejmuj się - pocieszał ją. - Jeszcze znajdziesz sposób, żeby się z nimi skontaktować...
- Nie, Fede! - krzyknęła. Była jednocześnie zdenerwowana i zrozpaczona. - Tak jest zawsze. Zawsze coś stoi na przeszkodzie, żebym mogła porozmawiać z przyjaciółmi. Oni są dla mnie najważniejsi. Francesca... Le-on.
   Teraz już nie wytrzymała. Wtuliła się w przyjaciela i rozpłakała. Czuła się bezpiecznie, ale tęskniła... Tęskniła bardziej niż kiedykolwiek. Wiedziała już, że wszystko jest nie tak... Nie tak, jak powinno... Kiedy dowiedziała się, że jej najlepsza przyjaciółka przez ten cały czas wierzy i ufa, że stało się coś, co przeszkodziło w spotkaniu, w rozmowie, w wyjaśnieniach, ale czuła... Bała się, że i Francesca kiedyś pęknie i też ją znienawidzi... 
   Najbardziej boli ją to, że Leon cierpi... Cierpi przez nią... Znała go jak nikogo innego i mimo że był silny to w głębi duszy był smutny, ale nie dał tego po sobie poznać, dlatego stał się... taki... To przez nią. Miała wyrzuty sumienia. To przez nią. A co jeśli jej już nie wybaczy? Co jeśli nic nie będzie takie, jak kiedyś?
- Słuchaj, wiem, że cię to boli, że jest ci ciężko, ale masz już numer. Jak tylko tata odda ci telefon, będziesz mogła zadzwonić i wszystko wyjaśnić. Fran cię wysłucha. Na pewno.
   Miał rację. Francesca i Federico byli teraz jedynymi osobami, na których mogła liczyć. Była tego pewna. Po chwili pocieszania, poczuła się lepiej. Wierzyła, że wszystko dobrze się skończy. 
- Muzyka. - Powiedział Włoch i chwycił do ręki gitarę. - Zawsze pomaga.
   Uśmiechnął się i zaczął grać. Wtedy zapomnieli o wszystkim i dali się pochłonąć melodii Ser mejor
- Dobra, kochana. Ja muszę już niestety lecieć...
- Co? Juuż? - zapytała ze smutkiem.
- Tak, mam próbę przed koncertem. Przepraszam. Ale zadzwoń do mnie jak tylko pogadasz z Fran. Tu masz mój numer. Tylko nie zgub. 
   Pocałował dziewczynę w policzek i zniknął za drzwiami.
   Następnego dnia, występ Federico. Obiecała, że przyjdzie. Wiedziała, że potem on wyjedzie w dalszą trasę, a ona zostanie tutaj. Sama. Znowu sama. Bez przyjaciół.

*

   Następnego dnia znowu to samo. Rutyna. Dziewczyna zdążyła już się przyzwyczaić do takiego biegu zdarzeń, co nie zmienia faktu, że bardzo ją to dręczyło. Tęskniła. Tęskniła za dawnym Studiem, za dawnymi przyjaciółmi... Bolało ją to. Bardzo.
- Cześć - powiedziała smutno.
   Nikt nawet nie zauważył, że Włoszka jest zdołowana. Wszyscy to wiedzieli, ale nie przyjmowali do wiadomości. Oswoili się z tym. Myśleli, że tak już będzie. 
- Cześć - odpowiedzieli.
   Już nawet nie rozmawiali tak, jak kiedyś. Ich przyjaźń przybrała inny, dziwny stan, którego nikt nie potrafił wyjaśnić. Czy to zachowanie można było nazwać przyjaźnią? Nie wiedziała, ale coraz częściej zadawała sobie to pytanie...
   Po zajęciach razem z Marco poszli na spacer. Minęli Leona z kolejną dziewczyną u boku. Francesca już nawet nie miała siły się z nim o to wykłócać, ani tłumaczyć mu, że nie powinien tak robić... Nie miała na nic siły. Na nic. Nawet nie potrafiła cieszyć się z czasu spędzonym z chłopakiem. Nie miała ochoty się z nim kłócić, ani okazywać mu uczuć. Wszystko ją dołowało. Czy to źle? Czy ich miłość wygasa?
- Nie powinnaś się tak tym wszystkim przejmować, Fran. Nie zmienisz tego, co ma nadejść, więc nie zamartwiaj się - pocieszał ją.
- Tak, wiem. Masz rację. - Przytaknęła, mimo że w środku myślała inaczej i chciała bronić swoich przekonań. Niestety... Po prostu straciła ochotę na wszystko. Miała nadzieję, że to minie, ale cóż... To wciąż trwało...
   Usiedli na ławce i siedzieli w ciszy. 
- To minie, zobaczysz - pocieszał ją. Nawet Meksykanin nie miał ochoty się z nią ani kłócić, ani prawić jej kazań. I nie dlatego, że wiedział, że z upartą Włoszką nie wygra, tylko dlatego, że wiedział, że nie miała na to siły... - Muszę już iść. Zobaczymy się później. Pa - pocałował ją w czoło i poszedł.
   Nastała cisza. Cisza, która po raz kolejny pojawiła się w jej życiu. Cisza, do której przywykła. Cisza.
Cisza... którą przerwał telefon od obcego numeru. Nie odebrała. Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Szczególnie, że był to ktoś, kogo nie znała.
   Siedziała smutna przez dłuższą chwilę, a potem podszedł do niej nie kto inny jak Diego. Nie znała go za bardzo. Był nowy, a Violetta nie mówiła o nim za dobrze. W sumie, nikt nie wiedział zbyt wiele, oprócz tego, że był przyjacielem Marco z dzieciństwa.
- Co tu robisz? - zapytała.
- Zauważyłem, że jesteś smutna, coś się stało? 
- Wszystko. Ale nie mam ochoty o tym gadać.


*

   Violetta smutna położyła się na łóżko i otworzyła pamiętnik. Zaczęła pisać.
   "Ehh... Czuję się winna tego wszystkiego... Próbuję się usprawiedliwiać, ale wiem, że gdyby nie ja, to wszystko byłoby inaczej...
   Kolejny sen, w którym słyszę tylko jedno imię. Leon.
   Kolejny dzień. Tutaj. Bez nikogo. Federico też niedługo będzie musiał mnie zostawić. A tata? Nie jest żadnym pocieszeniem... 
   Dzwoniłam. Jak tylko odzyskałam telefon, zadzwoniłam. Francesca nie odebrała. Nie odebrała... Dlaczego cały czas dzieje się coś, co oddala mnie od przyjaciół, od Leona? Dlaczego?
   Dlaczego ja muszę cierpieć? Dlaczego tata musi cierpieć? Dlaczego oni muszą cierpieć? 
   To wszystko przeze mnie."


------------------------------------------------------------------------------------------------------------

PRZEPRASZAM

Po prostu stało się coś, co nie pozwoliło mi na myślenie, ani na nic...
Do tej pory jak o tym myślę, to zbiera mi się na płacz...
Ale nie będę o tym pisać, bo jest mi ciężko.
Mam nadzieję, że zrozumiecie.

Na początku myślałam, że skończę z pisaniem.
Że napiszę jakąś notkę, ze przepraszam i że nie mogę.
Albo że po prostu usunę
lub już nie wrócę, ale.
ALE.

Przeczytałam te wszystkie komentarze.
Te wszystkie wiadomości na mailu.
Te wszystkie wiadomości na twitterze.

Przeczytałam je dzisiaj. Jakąś godzinę temu.
I postanowiłam wrócić.
Mało się poryczałam. xd.
I napisałam rozdział i macie. :)
Zaraz wezmę się za następny. :)
Dodam jutro albo pojutrze.

Tak bardzo się cieszę, że się martwicie, 
że oczekujecie na nowy rozdział itd. itd.
To słodkie i bardzo miłe.

Dlatego jestem. 
Dla Was.
Kocham Was i nic na to nie poradzę.

Powiem tak.
Było ciężko, musiałam przeczytać kilka ostatnich rozdziałów
i odtworzyć sobie moją historyjkę
i na nowo ciągnąć to dalej.
Masakra. Napracowałam się.
Mam wielką nadzieję, że to docenicie.

TO TYLE.
Los quiero ♥

Angiee