piątek, 27 września 2013

Rozdział 61


Camila
   Bardzo źle się czułam z tym, że moi przyjaciele przeze mnie cierpią. Nie chcę tego... Muszę to naprawić. Bez względu na to, czy czuję coś do Maxiego, czy nie. Muszę. 
   Poszłam do Natalii i Maxiego. Zauważyłam zapłakaną Hiszpankę i mojego przyjaciela przepraszającego i próbującego pocieszyć dziewczynę. Ten widok był straszny. Nie mogłam patrzeć na nich kłócących się... przeze mnie.
- Co ty tu robisz? - zapytała wściekła dziewczyna.
- Maxi, możesz nas zostawić same? - poprosiłam.
- Może tobie się uda... - powiedział cicho i posłusznie wyszedł. 
   Nie miałam pojęcia, co powiedzieć, jak wytłumaczyć, jak przeprosić... Ale wiedziałam jedno, że muszę coś zrobić, bo inaczej stanie się coś, czego bym nie chciała. Oni nie mogą się przeze mnie rozstać... Są dla siebie stworzeni!
- Naty, ja... - zaczęłam, ale Hiszpanka mi przerwała. To chyba dobrze, bo nie wiedziałam, jak zacząć rozmowę, ale to co usłyszałam z jej ust było jeszcze gorsze. No cóż... Należało mi się.
- Nienawidzę cię! Jest najgorszą osobą, jaką w życiu widziałam! Nawet dawna Ludmiła nie zrobiłaby mi czegoś takiego! Jak mogłaś!? Przyjaźniłyśmy się... - wykrzyczała. Chciałam coś powiedzieć, ale Natalia znowu nie dała mi dojść do głosu - Idź sobie! Nie mam ochoty na ciebie patrzeć! Idź do Maxiego, on cię pocieszy...
- Do cholery jasnej, Natalia! - wrzasnęłam, a ona była zszokowana. Nie spodziewała się, że tak będzie wyglądała moja reakcja, przecież powinnam przepraszać i błagać o wybaczenie, a nie krzyczeć. Ale wiedziałam, że inaczej nic nie zdziałam - Daj spokój Maxiemu! To nie jego wina! Przecież wszystko widziałaś, widziałaś, że to ja go pocałowałam, a nie odwrotnie, więc przestań go już męczyć! - krzyczałam, a potem mówiłam już spokojniej - Naty, możesz się do mnie już więcej nie odezwać. Wiem, że jestem idiotką, nie trzeba mi dwa razy powtarzać... Ale Maxi nie miał winy. Całą odpowiedzialność ponoszę ja... Nie on. Jesteście sobie przeznaczeni. Przecież on cię kocha, a to jest najważniejsze. Do mnie nic nie czuje...
- A ty? - spojrzałam na nią zdezorientowana - A ty coś do niego czujesz?
- Nie. To był impuls. Tak, wiem. To żadne wytłumaczenie, ale tak było. Ucieszyłam się na widok najlepszego przyjaciela. Nic więcej. Poza tym, kocham kogoś innego. Maxi to tylko mój przyjaciel. Idź do niego. Nie kłóćcie się przeze mnie proszę... - powiedziałam, a ona rozpłakała się. Przytuliłam ją i uspakajałam. Po jakimś czasie mi się udało.
- W porządku... Wierzę, że nie zrobiłaś tego celowo - uśmiechnęła się lekko - Zostaw mnie samą, Cami.
- Ale...
- Proszę. Muszę to sobie wszystko przemyśleć.
- Dobrze, ale pamiętaj, że jesteś dla niego całym światem - powiedziałam i wróciłam do przyjaciół, tym samym zostawiając Natalię samą w pomieszczeniu.
Violetta
   Chłopcy skończyli grać i podeszli do Maxiego. Był przybity. Nie dziwię mu się... A to miał być taki wspaniały dzień... Camila wróciła. Powinniśmy się cieszyć... Tylko, jak się cieszyć, kiedy nasi przyjaciele tak cierpią. Razem z dziewczynami obserwowałyśmy, jak chłopacy rozmawiali z Maxim i czekałyśmy na Camilę i Naty. Po jakimś czasie nasza przyjaciółka przyszła do nas, ale bez Hiszpanki.
- I co? - Maxi szybko podszedł do Cam. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się, co z jego ukochaną - Idę do niej.
- Nie! - zatrzymała go dziewczyna - Musi pobyć chwilę sama. Wszystko sobie przemyśli i przyjdzie. Spokojnie...
- Co jeśli mi nie wybaczy? - zmartwił się.
- Mi wybaczyła. Tobie nie ma co wybaczać. Będzie dobrze - nasi przyjaciele rozmawiali, a ja odciągnęłam Leona na bok.
-Trzeba coś zrobić. Nie mogą cały czas się zamartwiać...
- Masz rację. Musimy na chwilę odciągnąć ich od rzeczywistości.
- Jesteś genialny! - przytuliłam Leona wróciłam do reszty.
   Nasi przyjaciele popijali koktajle i rozmawiali. Podbiegłam do nich.
- Śpiewamy! - zaciągnęłam Camilę, która o dziwo zdążyła się już przebrać, Francescę i Maxiego na scenę.
- Nie mam ochoty, Violu - powiedział, ale nie zwracałam uwagi na jego słowa i podałam mu mikrofon. Po chwili już śpiewaliśmy. Bawiliśmy się przy tym świetnie. Uwielbiam moich przyjaciół! Są wspaniali!
   Gdy skończyliśmy, zauważyliśmy klaszczącą Naty. Na policzkach miała rumieńce, które zapewne powstały od płaczu i zdenerwowania. Lekko się uśmiechała. Maxi natychmiast zbiegł ze sceny i podszedł do ukochanej, ja natomiast poszłam do Leona.
Naty
   Po paru minutach rozmyślania doszłam do jednego wniosku. Nie jestem pewna, czy jest on słuszny, ale tak zdecydowałam. Maxi jest dla mnie bardzo ważny i nie potrafię się na niego gniewać. Z Camilą się pogodziłam. Mimo, że mam do niej żal za ten pocałunek, to jest moją przyjaciółką i nie zrobiłaby tego celowo.
   Ucieszyłam się, gdy podszedł do mnie Maxi. Gdy mnie przytulił poczułam się szczęśliwa bez względu na to, co się wydarzyło. Jego obecność sprawia, że wszystkie problemy stają się błahostkami. 
- Możemy porozmawiać? - zapytałam, a on uśmiechnął się, chwycił moją dłoń poprowadził na zewnątrz. Usiedliśmy na ławce przed RestoBandem - Słuchaj, Maxi, ja...
- Naty, wiem, że jesteś na mnie zła i masz do tego prawo, ale ja cię kocham i to się nigdy nie zmieni. Proszę, wybacz mi...
- Maxi...

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oto rozdział 61
Przepraszam, że przez tydzień nic nie dodawałam, 
ale naprawdę nie miałam czasu. 
Jeśli ktoś z Was chodzi do 3 gim. to wie, co to znaczy.
W pon. kończę o 16.10
We wt. o 15.20 co dwa tygodnie o 16.10
W śr. o 16.10
W czw. o 15.20
W pt. o 12.30
Więc, jak widzicie mam mało czasu. Tylko w piątki kończę szybko... ;c
Do tego dochodzą lekcje, nauka i przygotowania do bierzmowania i trochę odpoczynku też mi się należy.
Nie wiem, kiedy następny...
Może uda mi się coś napisać w weekend, a jak nie to w piątek będzie na pewno :)

Wiem, że praktycznie nie ma w ogóle Leonetty i przepraszam, ale nie mam na nich weny.
Mam pomysł, ale na dalsze rozdziały, więc na razie musicie się zadowolić pozostałymi parami.
Co do Naxi, to zobaczycie w następnym rozdziale :)
Jak myślicie, pogodzą się?

I jeszcze jedno.
Jeśli macie jakieś pomysły, to piszcie, bo teraz są mi potrzebne.
Może jakieś wykorzystam :)

Angiee

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 60


Natalia
   Nie wierzyłam własnym oczom. To, co zobaczyłam, było... Nie potrafię tego określić... Czułam się strasznie. Mój chłopak i moja przyjaciółka!? Jak mogli mi coś takiego zrobić!? Czyli moja zazdrość wcale nie była głupotą... Miałam rację. Maxi był całym moim światem, a teraz? W jednej sekundzie moje życie wywróciło się do góry nogami...
   Biegłam przed siebie, ale w mojej głowie wciąż siedział obraz pocałunku mojej byłej przyjaciółki i byłego chłopaka... 
- Naty! Poczekaj! To nie tak, jak myślisz! - słyszałam wołania Maxiego, ale nie zwracałam na niego uwagi. Moje oczy były zalane łzami. Nic nie widziałam, a mimo to, wciąż biegłam. W pewnym momencie przewróciłam się. Na szczęście, lub nie, złapał mnie Maxi - Daj mi to wszystko wytłumaczyć...
- Nie! Nienawidzę cię! Zostaw mnie w spokoju! Nienawidzę cię! To koniec! Rozumiesz!? Koniec! Nie chcę cię więcej widzieć! - wykrzyczałam te słowa i pobiegłam do Resto. Było mi ciężko, bo kocham Maxiego, ale nienawidziłam go za to, co mi zrobił... Nie potrafiłam mu wybaczyć... 
Camila
   Co ja narobiłam? Nie wiem, co we mnie wstąpiło... Po prostu ucieszyłam się na widok dawno niewidzianego przyjaciela i jakoś tak wyszło... Zrobiłam to pod wpływem impulsu. Nie chciałam nikogo zranić. Jestem idiotką! No pięknie! Dopiero co wróciłam i już ktoś ma przeze mnie kłopoty... 
Przecież ja kocham Bordueya, Maxi to tylko przyjaciel. Kocham go jak brata, a może nie? Może czuję do niego coś więcej? Nie, to niemożliwe... Sama już nie wiem. Gubię się w tym wszystkim... 
   Pobiegłam za nimi. Zauważyłam Maxiego. Siedział załamany na ławce i przyglądał się swojej czapce. To chyba ta, którą dostał od Naty... Usiadłam koło niego.
- Przepraszam... - wykrztusiłam. W duszy skarciłam się za to, że stać mnie tylko na głupie "Przepraszam", ale nie potrafiłam powiedzieć niczego innego. Nie potrafiłam patrzeć, jak moi przyjaciele cierpią i to jeszcze przeze mnie...
- Dlaczego to zrobiłaś? -zapytał. "Gdybym to wiedziała..." - pomyślałam.
- Nie wiem... Przepraszam, Maxi. Ja... Nie chciałam...
- W porządku, Cami. Przecież wiem, że nie zrobiłaś tego celowo. Przyjaźnimy się i nic więcej, prawda?
- T-tak. Tak, tylko się przyjaźnimy - przecież nie mogłam mu powiedzieć, że chyba coś do niego czuję, bo to zniszczyłoby naszą przyjaźń... Nie chcę tego, a poza tym sama nie wiem, co czuję i dopóki sama się tego nie dowiem dopóty nikt inny nie będzie wiedział o moich wątpliwościach. Już i tak wystarczająco nabroiłam...
- Cieszę się - odpowiedział i przytulił mnie.
- Co ty tu jeszcze robisz? Biegnij do niej!
- Ale... Ona nie chce mnie znać... - odpowiedział i znowu spojrzał na czapkę.
- To nieprawda. Dziewczyny, gdy są zdenerwowane, mówią różne rzeczy, ale niekoniecznie to samo myślą. Ona cię kocha, więc nie użalaj się tutaj nad sobą, tylko biegnij do niej... Albo poczekaj! 
   Szybko wstałam i podbiegłam do stojącego niedaleko straganu z kwiatami. 
- Potrzebuję kwiaty na przeprosiny. Mój kolega musi się pogodzić z dziewczyną.
- Oczywiście - uśmiechnął się sprzedawca i podał mi bukiet czerwonych róż. Dobrze się składa, bo Naty uwielbia kolor czerwony, a róże to idealne kwiaty na przeprosiny. W środek wstawił jedną białą różę symbolizującą nadzieję - Proszę.
- Dziękuję - zapłaciłam i szybko wróciłam do Maxiego i podałam mu bukiet. - Teraz biegnij do niej!
Violetta
   Wszystko już było gotowe na wejście Camili. Każdy z nas był przebrany w strój. Czekaliśmy na przyjaciółkę, ale zamiast niej do baru wpadła załamana Naty.
- Naty? Co się stało? - zapytałam troskliwie, a Hiszpanka jeszcze bardziej się rozpłakała i pobiegła do kuchni. Rzuciłam dziewczynom pytające spojrzenie, a one wzruszyły ramionami.
   Chciałyśmy za nią pobiec, ale do Resto wbiegł Maxi z kwiatami i wszystko było jasne... Chłopak nabroił, a teraz próbuje naprawić szkody. Wierzę, że mu się uda, bo Naty go kocha, on ją również i bez względu na to, o co się pokłócili, długo bez siebie nie wytrzymają.
- Jest w kuchni - powiedziałyśmy wszystkie jednocześnie, a Maxi od razu się tam udał. Chwilę później do baru weszła nasza długo oczekiwana przyjaciółka. Wyglądała na przybitą...
- Niespodzianka! - krzyknęliśmy entuzjastycznie i wszyscy rzuciliśmy się na Camilę.
- Dziękuję, kochani! Tak się cieszę, że was widzę! - powiedziała Cami i przytuliła każdego po kolei. Zaczęła od dziewczyn. Ostatnią dziewczyną była Ludmiła... Cam wiedziała o wszystkim, bo często rozmawiałyśmy, ale nie przyjęła z radością tej wiadomości, dlatego bałam się jej reakcji...
- Ludmiła.
- Fajnie, że wróciłaś, Cami.
- Tobie mogłabym powiedzieć to samo - uśmiechnęła się Camila - Cieszę się, że jesteś sobą.
- Ja też - przytuliły się - W końcu taka piękna i utalentowana dziewczyna nie może być zła i wredna - zaśmiałyśmy się.
- Jak to wredna? - zdziwił się Federico.
- To już przeszłość, Fede... Później ci opowiem - odpowiedziała, Lu.
- Właśnie. Cami, to jest Federico. Fede, to Camila - przedstawiłam ich.
- Miło mi cię poznać - powiedziała Cam i uśmiechnęła się.
- Mnie również. Podałbym ci rękę, ale jak widzisz jest złamana...
- Właśnie widzę. Co ci się stało? - spytała, a Fede i Marco zaczęli opowiadać, jak to ładnie bronili Fran.
- I tak właśnie nasze kaleki zostały kalekami... - powiedział Leon.
- A ten znowu zaczyna... - Fede złapał się za głowę.
- Czekaj... Jesteś z Włoch? - zauważyła Camila.
- Zdradził mnie akcent? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a Cami przytaknęła.
- Zdecydowanie za dużo czasu spędzam z Francescą. Każdego Włocha rozpoznam - zaśmiała się.
- Ej! Nie tak dużo, bo dwa miesiące się nie widziałyśmy! - oburzyła się Fran.
- Dobrze, już dobrze... Teraz was przepraszam, muszę iść do naszych kłócących się gołąbeczków...
   Spojrzałyśmy po sobie z Fran. Skąd Cami wie, że oni się pokłócili? Może była przy tym? Może coś słyszała? Muszę się tego dowiedzieć... Zanim odeszła w stronę kuchni, zapytałam ją o to.
- No bo... To tak jakby przeze mnie... Później wam opowiem - mówiła zerkając kątem oka na chłopaków, więc zrozumiałam, że nie chcę nic mówić przy nich. W końcu to ich nie dotyczy.
- Chłopaki, mam pomysł! Zaśpiewajcie coś!
- Świetny pomysł, Ludmiła. W końcu od czegoś jest zespół! Tylko nazwę musimy wymyślić...
- Nad nazwą później się zastanowimy, ale nie możemy zaśpiewać bez Maxiego....
- Zostawcie go w spokoju i idźcie już! - pogoniła ich Ludmiła, a oni posłusznie weszli na scenę - Andres? Idź sprawdź, czy nie ma cię na dworze?
- Już idę! - powiedział i wyszedł z Resto.
- Niezła jesteś! - stwierdziła Francesca, a Lu uśmiechnęła się zwycięsko - Teraz opowiadaj, Cami.
   Podczas, gdy chłopcy świetnie się bawili na scenie, a Andres ruszył w poszukiwaniu samego siebie, Camila opowiedziała nam o zdarzeniu, które miało miejsce, gdy wysiadła z samolotu... Zdziwiłyśmy się i przez moment byłyśmy rozczarowane zachowaniem Cami, ale ona zapewniła nas, że nie zrobiła tego specjalnie i że nic do Maxiego nie czuje. W końcu ma chłopaka... Tylko nie wiadomo, jak to z nimi będzie. On w Brazylii, a ona w Argentynie... Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.  Nie chcę, żeby moi przyjaciele cierpieli... Za bardzo ich kocham!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oto rozdział 60
Jak Wam się podoba?
Nie wydaje Wam się, że jest za dużo dialogów? Mnie tak...
Jak wiecie, jestem chora i bardzo Wam dziękuję za wszystkie życzenia powrotu do zdrowia itd.
Dziękuję, kocham Was!
Następny w piątek :)

Angiee

niedziela, 15 września 2013

Rozdział 59


Natalia 
   Dostałyśmy sms-a od Camili. Chłopacy byli bardzo zdziwieni, z czego my się tak cieszymy, ale gdy im powiedziałyśmy, że Cam wraca do Buenos Aires, cieszyli się razem z nami. Tylko Federico nie ucieszył się z tej wiadomości, bo przecież nie zna naszej przyjaciółki, ale na pewno, jak się poznają, to się polubią.
   Mimo że czasem byłam o nią zazdrosna, ponieważ Cami i Maxi są najlepszymi przyjaciółmi i bardzo dobrze się dogaduję, to cieszę się, że już wraca. Jest moją przyjaciółką i mam nadzieję, że wróci odmieniona i szczęśliwa. Myślę, że tak będzie, bo Cam podobno poznała tam jakiegoś Brazylijczyka.
- Nie zdążymy urządzić przyjęcia! - panikowała Francesca. Ona zawsze miała bzika na punkcie imprez. Uwielbiała je przygotowywać i robiła to świetnie.
- Spokojnie, Fran. Zdążymy - zaczął Maxi, a my rzuciłyśmy mu pytające spojrzenia - Wy wszystko przygotujecie w Resto, a ja pojadę po Cami. Jej samolot ląduje za jakieś dwie godziny, więc zdążymy.
- Dobra - zgodziliśmy się i zaczęliśmy sprzątać po śniadaniu.
Leon
   Wszyscy szybko pospieszyliśmy do RestoBandu. Poprosiliśmy Lucę o udostępnienie baru. Zgodził się dosyć szybko, ale pod warunkiem, że będzie mógł zaśpiewać. Przystaliśmy na tę propozycję i zaczęliśmy wieszać dekoracje.
- Leon, pomożesz mi? - zapytała Violetta. Odwróciłem się w jej stronę i zauważyłem moją dziewczynę, która ledwo co ustawała na drabinie.
- Uważaj, bo spadniesz - podszedłem do niej i ściągnąłem ją na dół, po czym sam wszedłem na drabinę i zawiesiłem napis: "Witamy w domu!" - Dostanę nagrodę? - zapytałem, gdy zszedłem z powrotem na dół i przysunąłem się do Violetty.
- Nie teraz - odpowiedziała, uśmiechnęła się i chciała odejść, ale złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie.
- No wiesz co? Ja ci życie uratowałem...
- Nikt ci nie kazał - odpowiedziała, a ja spojrzałem jej głęboko w oczy - Nie patrz tak na mnie.
- Dlaczego nie? - zapytałem i kontynuowałem spojrzenie - Masz piękne oczy, wiesz? - Violetta się zarumieniła.
- Właśnie dlatego! Przestań! - odsunęła się ode mnie, a ja zaśmiałem się i ponownie przyciągnąłem ją do siebie. Pocałowałem Violettę, a ona wywróciła oczami i odwzajemniła pocałunek. Całowaliśmy się tak, do czasu, aż nie przeszkodziła nam Francesca. Dziwnym zbiegiem okoliczności to zawsze ona nam przeszkadza. 
- Ej! Leonetta! - Fran i jej ksywki... - Okażecie sobie miłość po imprezie, ale teraz do roboty! Za godzinę będzie tu Camila!
- Dobra, już dobra!

*Jakiś czas później*

Maxi
   Jestem już na lotnisku. Cieszę się, że Camila już wraca. To moja przyjaciółka i bardzo się za nią stęskniłem. Kocham ją jak własną siostrę i mam wielką nadzieję, że wróci szczęśliwa, bo przed wyjazdem była bardzo przybita...
   Samolot wylądował. Po chwili zauważyłem rozpromienioną Camilę. Ucieszyłem się na widok przyjaciółki i ruszyłem w jej stronę. Ona uczyniła to samo i rzuciła mi się na szyję.
- Maxi! Tak się za wami stęskniłam! - powiedziała uradowana i zrobiła coś czego się kompletnie nie spodziewałem...
   Camila... Ona... Ona mnie pocałowała. Nie wiem, dlaczego to zrobiła. Nie mam pojęcia... Najgorsze jest to, że trochę dalej zauważyłem Natalię... Co teraz!?

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oto rozdział 59
Jest trochę Leonetty, więc mnie nie zabijajcie <3
Wiem, jest krótki, połowa zwykłego rozdziału, ale mówiłam, że jestem chora... 
Jutro nie idę do szkoły, więc może jak będę w stanie dojść do laptopa, to coś napisze, ale to na pewno nie będzie dłuższe niż ten rozdział...
Wiem, skomplikowałam sprawę Naxi... Zobaczycie, co będzie dalej :)
Rozdział ten dedykuję Justynie Chmielińskiej Specjalnie dla Ciebie - pocałunek Caxi !
Dziękuję Wam za ponad 100 000 wyświetleń
Jesteście wspaniali i dlatego postaram się dodać jutro ten rozdział
 i mam nadzieję, że będzie wystarczająco długi <3
Angiee

piątek, 13 września 2013

Rozdział 58


Federico
   No to się wkopałem... Co mam jej odpowiedzieć? Przecież nie powiem jej, że mi się śniła... To bez sensu, ona ma chłopaka... Sam nie wiem, dlaczego mi się śniła. Nie mam pojęcia... To wszystko jest jakieś dziwne, ale piosenka fajna. trzeba przyznać.
- Nie, nic.. - odpowiedziałem po chwili i modliłem się, żeby nie drążyła tematu - Chodźcie jeść śniadanie.
- Okej... Gdzie Tommy? - zapytała blondynka i usiadła do stołu, a razem z nią Viola, Fran i Naty.
- Gada przez telefon - odpowiedział Maxi.
   Dziewczyny jadły śniadanie, a my po kolei poszliśmy się ubrać. Każdemu z nas zajęło to niecałe 5 min. Tylko Tomasowi trochę dłużej, bo wciąż rozmawiał przez komórkę. Gdy w końcu skończył gadać, przyszedł do nas.
- Słuchajcie, ja muszę już lecieć. Cześć! - powiedział, wziął rzeczy i ruszył w stronę drzwi. Jak nie bez przerwy dzwoniące telefony, to szybko zwijający się Tomas. Nawet się z dziewczyną nie pożegnał...Jakoś go nie lubię... No ale cóż.. Może ma jakieś ważne powody, ale wątpię...
- Czekaj! - zawołała Ludmiła i podbiegła do Hiszpana.
Ludmiła
   Znowu się tak zachowuje! Rzucił tylko głupie "Cześć" na pożegnanie i myśli, że wystarczy! Okej, rozumiem, że się spieszy, ale już od jakiegoś czasu jest jakiś dziwny. Nigdy taki nie był... Nie rozumiem go! Jestem bardzo rozczarowana jego ostatnim zachowaniem... Traktuje mnie jak przedmiot, a przecież jeszcze niedawno było tak pięknie... Co się stało? Dlaczego już nie czuję tych motylków w brzuchu, gdy jestem w jego towarzystwie?
   Szybko wstałam od stołu i podbiegłam do niego. Tomas zatrzymał się przed drzwiami.
- Ludmiła, naprawdę nie mam teraz czasu... - powiedział i już chciał wychodzić, ale złapałam go za nadgarstek. Jesteśmy w wystarczającej odległości od naszych przyjaciół, więc mogłam z nim porozmawiać.
- Gdzie się tak spieszysz?
- Ja...
- Stało się coś?
- Tak, właściwie tak. Bo... - podrapał się po głowie, a ja widziałam, że kłamie. To bolało. Osoba, która kocha nie okłamuje... - Bo mój tata jest w złym stanie i muszę się z nim zobaczyć.
- Przecież twój tata jest w Hiszpanii - skrzyżowałam ręce na piersi.
- No tak, ale on... wraca. Znaczy wczoraj wrócił.
- Tomas, jeszcze nigdy mnie tak nie okłamywałeś...
- Nie wierzysz mi? - zapytał z pretensją w głosie.
- Znam cię wystarczająco dobrze... I jeśli tak dalej ma wyglądać nasz związek to...
- No pewnie! Najpierw zmuszasz mnie do przyjścia tutaj, choć wiesz, że przebywanie z Leonem i resztą twoich przyjaciół jest dla mnie trudne, a potem jeszcze wszystkiego się czepiasz!
- Tak, zwal wszystko na mnie! Wiesz co!? Idź już sobie, nie mam ochoty widzieć cię na oczy! To nie do wiary, że tak się zmieniłeś...
- Ja się zmieniłem!? To ty zrobiłaś się nagle wielce dobroduszna! - nie wierzę, że to powiedział! Jest zły, że pogodziłam się z przyjaciółmi i jestem szczęśliwa. On najchętniej nadal wszystkim uprzykrzałby życie!
- Co!? A więc to moja wina!? Wynoś się! - wskazałam palcem na drzwi, a po moich policzkach spłynęły łzy - Wynoś się z mojego życia!
   Tomas wyszedł, a ja odczułam ulgę. To dziwne... Przecież powinnam być smutna, bo właśnie zerwałam z chłopakiem, którego kochałam... Bolało mnie to, że zostałam oszukana, a do tego on jeszcze oskarża mnie mówiąc, że to moja wina! Widząc moje łzy, Violetta podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Co się stało? - zapytała troskliwie.
- Zerwałam z Tomasem, Vilu. Pierwszy raz wiem, jak to jest, gdy kończy się miłość... - mówiłam przez łzy.
-Lu... Miłość nigdy się nie kończy - patrzyłam na nią pytającym wzrokiem, bo nie wiedziałam, co chce przez to powiedzieć - Jeśli to jest miłość, to wrócicie do siebie, a jeśli to już koniec, to znaczy, że nigdy nie było początku...
- Może masz rację, może tylko mi się wydawało, że go kocham... Dzięki, Vilu - przytuliłyśmy się - poza tym już od jakiegoś czasu coś się między nami psuło, a szczególnie od wczoraj...
- Chodzi o te telefony i o to, że nie zwracał na ciebie uwagi? - zapytała.
- Nie... - odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu.
- A więc? O co chodzi? - zapytała zdziwiona.
- Chyba... Podoba mi się Federico... - szepnęłam jej na ucho, a ona szeroko się uśmiechnęła.
- No, to teraz mamy już pewność, że Tomas nie był tym jedynym. Chodź, wracajmy do nich.
Federico
   Ludmiła i Violetta wróciły do stołu. Blondynka była po części smutna, a po części wesoła... Znam ją od wczoraj, a już widzę w niej piękną dziewczynę. Nie powinienem tak myśleć, bo ona ma chłopaka, ale przecież nic złego nie robię. Podoba mi się. Tyle. Jej piękne blond włosy i wspaniały uśmiech przyprawiają mnie o dreszcze. Nic z tym nie zrobię... Poza tym, ona chyba pokłóciła się z Tomasem, bo płakała. Nie słyszałem, o co się kłócili, ale chyba już jest dobrze, bo nie wygląda na załamaną.
- I co? Gdzie zwiał Tommy? - zapytał Maxi.
- Już mnie to nie interesuje. - odpowiedziała oschle. Wszyscy wyraźnie się przestraszyli. Ludmiła potrafi być groźna...
- Dobra, zmieńmy temat. Wiecie już coś o przedstawieniu na rozpoczęcie roku? - zapytała Francesca.
- Angie mówiła, że dopiero planują, więc na chwilę obecną nic konkretnego nie ma - odpowiedziała Violetta.
- Ej, a może my coś przygotujemy? W końcu za 3 dni rozpoczęcie - zaproponował Leon.
- Tak, to dobry pomysł. Ja mogę zaśpiewać. W końcu jestem taka olśniewająca. Mój talent nie zna granic! - powiedziała Ludmiła odgarniając swoje blond włosy. Wszyscy zachichotali. 
- A gdzie ta dobra Ludmi? - zapytała Naty
- Tu jestem. Przecież mówię prawdę. Jestem piękna mądra i utalentowana. Nie będę się nad sobą użalała. Przecież jestem taka doskonała.
- Ona ma rację. Też tak mam. Przecież jestem taki przystojny. Po prostu ideał, prawda kochanie? - Leon spojrzał na Violettę.
- Tak, tak. Oczywiście - przytaknęła.
- Widzicie?
- Dobra, dobra, Verdas. Ludmiła mówi prawdę, jest śliczna, ale ty? Polemizowałbym... - wszyscy zaczęli się śmiać, a blondynka szeroko się do mnie uśmiechnęła.
- Po prostu mi zazdrościcie, że jestem taki wspaniały!
- Tak, wmawiaj sobie - powiedzieliśmy chórem, tylko Violetta śmiała się z naszej rozmowy, jeśli można to tak nazwać.
Camila
   Dzisiaj wracam do domu. Z jednej strony bardzo się cieszę, że znów zobaczę się z przyjaciółmi, a z drugiej strony... Tutaj poznałam Brodueya i spędziłam wspaniałe chwile... Szkoda, że on nie może ze mną wrócić... Tu jest jego dom, a mój jest w Buenos Aires. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Borduey obiecał mi, że niedługo znowu się spotkamy, ale wiem, że to będzie trudne...
   Jestem już na lotnisku. Wysłałam sms-a do dziewczyn, że wracam.
- Dziękuję, że mnie tu przywiozłeś - powiedziałam i przytuliłam się do Brazylijczyka - Dziękuję za wszystko.
- Kocham Cię, Cami.
   Podbiegłam do samolotu, pomachałam na pożegnanie temu cudownemu chłopakowi i wsiadłam. Usiadłam na swoim miejscu i czekałam, aż samolot wystartuje. Jestem szczęśliwa. Tu, w Brazylii byłam szczęśliwa, ale wiem, że czas wracać. Nadzieja, że niedługo znów zobaczę przepiękne oczy Brodueya, nie opuszczała mnie.
- Samolot przygotowuje się do startu. Proszę zapiąć pasy - usłyszałam głos, po czym zrobiłam, tak jak mi kazano.
- Buenos Aires, oto wracam!

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oto rozdział 58
Jak Wam się podoba?
W tym rozdziale akcja toczy się wokół Ludmiły,
ale obiecuję, że w następnym będzie więcej Leonetty :)
Rozdział w niedzielę na pewno będzie, ale jestem chora (:c), 
więc nie zabijajcie mnie, jeśli będzie krótki...
Wasze komentarze mnie dopingują! 

*Angiee*

niedziela, 8 września 2013

Rozdział 57


Violetta
*Sen*
   Wstałam rano i poszłam się przejść. Szłam spokojnie, lekki wiatr rozwiewał moje włosy, a promienie słoneczne ogrzewały moją skórę. Wszystko wydawało się takie piękne... Śpiew ptaków, szum drzew, słońce i ten delikatny wiaterek. Nagle wszystko ucichło i zaczął padać deszcz. Nie zwracałam na to uwagi. Szłam dalej. Zauważyłam Francescę. Była smutna, więc podeszłam do niej.
- Fran, co się stało? Czemu płaczesz? - zapytałam troskliwie.
- Nic się nie układa, Violu... - powiedziała przez łzy.
- Ale co się stało? - przytuliłam zapłakaną przyjaciółkę.
- Możemy pogadać o tym później, nie mam nastroju.
- Dobrze, to co? Babski Wieczór? U mnie? O 19.00? - na tą propozycję włoszka wyraźnie się ucieszyła.
- Ok, dziękuję - powiedziała i przytuliłyśmy się - Pa, Violu.
   Przez chwilę patrzyłam jeszcze na odchodzącą w deszczu przyjaciółkę, a potem sama ruszyłam przed siebie. Poczułam potrzebę zobaczenia się z Leonem i po krótkiej chwili zobaczyłam w oddali mojego chłopaka. Uśmiechnęłam się i przyspieszyłam kroku. Gdy byłam już blisko, zauważyłam podbiegającą do niego dziewczynę. Ona rzuciła się mu na szyję. Zauważyła mnie i zaczęła go całować...
- Leon... - szepnęłam, a po moich policzkach spłynęły łzy. Odwrócili się w moją stronę i zaczęli się śmiać...

   Obudziłam się i momentalnie podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Koszmar? - zapytał Leon, przytulając mnie. Skinęłam głową - To tylko sen. Już wszystko dobrze.
   Wtedy zrozumiałam, że to był tylko sen... Leon nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego. On jest na to za wspaniały. Położyliśmy się z powrotem, a ja mocno się do niego przytuliłam.
- Kocham cię - powiedziałam cicho, kładąc głowę na jego torsie.
- Ja ciebie też, Violu - pocałował mnie w czoło.
   Zamknęłam oczy, żeby zasnąć, ale zastanawiały mnie dwie rzeczy, a mianowicie, dlaczego Francesca płakała i kim była ta dziewczyna... Postanowiłam nie zagłębiać się dalej w moje rozmyślania, ponieważ, jak mówił Leon, to był tylko sen, a teraz jest rzeczywistość. Wtuliłam się w mojego chłopaka i zasnęłam w jego ramionach.
   Obudziłam się ostatnia. No, prawie... Nikt, oprócz Federica już nie spał. Wszyscy patrzyli się na włocha, który... tańczył z poduszką?
- Co się dzieje? - szepnęłam do Leona.
- Kaleka wariuje - zaśmiał się.
Federico
 (pomińcie ostatnią scenę z Germanem :D)

   Obudziłem się w ręku z poduszką. Wszyscy dziwnie się na mnie patrzyli...
- No co? Już lunatykować nie można? - zapytałem, po czym rzuciłem poduszką w Leona, który aż zwijał się ze śmiechu.
- Można stary, można - podszedł do mnie, gdy opanował śmiech - Tylko, powiedz... Kim była ta poduszka?
   Znowu wszyscy zaczęli się śmiać. Nie rozumiem, co w tym takiego dziwnego... 
- Piosenka! - przypomniałem sobie, że piosenka, nad którą ostatnio myślę była w moim śnie! Szybko podszedłem do keyboarda i zacząłem grać i śpiewać "Luz, camara y acción".
- Świetna ta piosenka! - podeszła Ludmiła, gdy skończyłem.
- Dzięki - uśmiechnąłem się - I widzisz, Verdas? Ja przynajmniej przez sen potrafię pisać piosenki!
- Gratuluję! Przynajmniej przez sen coś potrafisz! Nie odpowiedziałeś mi na pytanie. O kim myślałeś?
- A jak ci powiem, że o Violetcie?
- To już niedługo będziesz miał drugą rękę w gipsie - założył ręce na pierś, ja zrobiłem to samo.
- Jakoś mnie to nie przeraża... A, i nie martw się. Nie myślałem o Violetcie. Wystarczy mi, że mieszkamy razem. Kto by pomyślał, że zamieszkam z nią szybciej niż ty?
- Nie martwię się. Wiesz, Violetta jest taka dobra, że zlitowała się nad tobą i przyjęła bezdomnego pod swój dach. Jakby kiedyś cię wyrzuciła, to zawsze możesz do mnie przyjść, przyjacielu. Ja chętnie pomagam kalekom. 
- Jakiś ty dobry! Ale nie przejmuj się... - już miałem dokończyć, ale przerwał mi Marco.
- Gdzie Francesca? - zapytał. 
- Poszła do łazienki - powiedziała Naty. Nikt inny nie potrafił powstrzymać śmiechu.
- Na czym to my skończyliśmy? - zapytałem.
- Dobra, chłopaki, koniec tych waszych przyjacielskich pogaduszek - powiedziała Violetta i pociągnęła Leona w stronę kuchni- Jestem głodna, zrób mi śniadanie.
- Poczekaj, w końcu nie wiem, kim była poduszka!
   Zastanawiam się, dlaczego śniłem o Ludmile... To dziwne. Prawie jej nie znam... Jest bardzo ładna i utalentowana, to prawda, ale... Nie rozumiem. Niczego nie rozumiem. Poza tym ona i tak ma chłopaka... Nie ważne!
   Usiadłem na kanapie i usłyszałem krzyk. To była Francesca. 
- Fran! - krzyknął przerażony Marco i pobiegł na górę. Wszyscy uczyniliśmy to samo. 
Marco
   Gdy usłyszałem pisk Francesci, przeraziłem się nie na żarty... Teraz, po tym wszystkim, co się działo, bardzo się o nią martwiłem... Szybko wbiegłem po schodach na górę, a za mną reszta moich przyjaciół. Zauważyłem moją dziewczynę. Na szczęście nic jej nie było.
- Co się stało, Fran? - podszedłem do niej.
- Pająk! - pisnęła, a ja odetchnąłem z ulgą. Leon i Federico, którzy jako jedyni wiedzieli co się święci, również.
- Ale mnie przestraszyłaś... 
- Weź tego pająka - powiedziała przestraszona.
- Pajączek - uklęknął przed nim Andres - Ta pani cię wystraszyła? Już dobrze. Nie bój się. Ona nic ci nie zrobi, nie jest kosmitą. - zaśmialiśmy się. Andres potrafi rozładować napięcie - Nie wiem, co jedzą kosmici, ale na wszelki wypadek uważaj na Leona - szepnął, ale dosyć słyszalnie.
- Ej! Ile razy mam ci mówić, że nie jestem kosmitą!? - oburzył się Leon.
- Tak właśnie powiedziałby kosmita!
   Zeszliśmy z powrotem na dół. Dziewczyny poszły do łazienki, a my przygotowywaliśmy śniadanie. Pół godziny później, mieliśmy już wszystko przygotowane. Jedzenie było już na stole, stygnąca herbata również, a dziewczyn, jak nie było, tak nie ma...
- Ile można siedzieć w łazience? - zdziwił się Maxi.
- Violetta zawsze tak długo się przygotowuje - powiedział Leon.
- Tak, Ludmi też... - odezwał się Tomas.
   Chyba wszystkie dziewczyny tak mają, że siedzą w łazience godzinami. Francesca też długo się przygotowuje, ale zawsze jest punktualna. Ja nie rozumiem, po co one tyle siedzą w tej łazience, skoro są piękne, a szczególnie Francesca, która jest najśliczniejsza ze wszystkich dziewczyn na tym świecie. Jest taka piękna, utalentowana, mądra, inteligenta, dobra, pomocna, miła. Po prostu ideał! Tylko nadal nie rozumiem, dlaczego zawsze muszą przez dwie godziny siedzieć i się malować, jak i tak wyglądają tak samo ładnie, jak przedtem... Kobiety...
   Czekaliśmy jeszcze przez 15 min., ale one nadal nie schodziły.
- Dobra, to dopóki ich nie ma możemy sobie pogadać - powiedział Leon i wtedy zadzwonił jakiś telefon.
- Halo? - odebrał Tomas i wyszedł. Swoją drogą ciekawe, kto do niego tak ciągle dzwoni... Wczoraj też wyszedł, bo zadzwonił telefon. Rozmawiał chyba z godzinę... A jak wrócił był taki ponury i nawet nie zwrócił uwagi na to, że jego dziewczyna tańczy wolny kawałek z innym... Dziwne...
- Kosmici do niego zadzwonili? - zapytał Andres. Jego głupota jest nie do przebicia... Zaczęliśmy się śmiać, a chłopak nie wiedział o co chodzi.
- Dobra, Fede, powiesz nam wreszcie, kim była poduszka?
- Verdas, a ty dalej swoje.
- Wszyscy jesteśmy ciekawi. No powiedz! - wtrącił się Maxi.
- Chcecie wiedzieć? Okej, Tomasa nie ma, więc... Ludmiła. Zadowoleni?
- Co ja? - zapytała blondynka schodząca po schodach wraz z resztą przyjaciółek.
   Spojrzeliśmy po sobie i nie wiedzieliśmy, co odpowiedzieć... Czy one zawsze muszą przychodzić w nieodpowiednich momentach?

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oto rozdział 57
Jak Wam się spodobał?
Dobra, ostatnio coś nie komentujecie, więc...
Do piątku, macie wystarczająco dużo czasu, ma być co najmniej
25 komentarzy, ok?
Myślę, że sobie poradzicie :)
Jak nie będzie tylu, nie będzie rozdziału :D
Jak szantaż, to szantaż!

*Angiee*

piątek, 6 września 2013

Rozdział 56


Leon
   Było już dawno po północy, a my wciąż nie byliśmy zmęczeni. Bawiliśmy się świetnie, tańczyliśmy, śpiewaliśmy, śmialiśmy się, jedliśmy i tak w kółko. Impreza jest świetna, ale nie mogę się doczekać, jak otworzę prezenty. Wszystkie stoją w kącie mojego pokoju i czekają na rozpakowanie. Uwielbiam dostawać prezenty!
   Przez całą imprezę nie było ani jednego wolnego kawałku. Trzeba to zmienić! Podszedłem do sprzętu i puściłem jakąś spokojną melodię. Następnie wyszukałem wzrokiem moją dziewczynę i podszedłem do niej.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną? - zapytałem wyciągając w jej stronę dłoń, którą momentalnie chwyciła. Złapałem Violettę w talii i zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki, a ona położyła głowę na moim ramieniu.
   Po chwili dołączyli do nas Marco z Francescą i Maxi z Naty. Tomasa gdzieś wywiało, więc do akcji wkroczył Federico. Poprosił blondynkę do tańca, a ona ochoczo przytaknęła.
- "Tomasowi nie spodoba się ten widok" - pomyślałem. Rzeczywiście, gdy wrócił nie był zbyt szczęśliwy, ale nie przejął się tym szczególnie, usiadł przy stole, zrobił sobie drinka i gapił się w ekran telefonu.
   Gdy kawałek się skończył, wszyscy goście wyszli i zostali sami przyjaciele... i Tomas.
- Wypijmy za Leona! - krzyknął Maxi, a wszyscy się z nim zgodzili. Poszedłem przygotować "napoje".
- Leon, mi nie nalewaj! - krzyknęła Violetta. Wlałem jej soku do szklanki i wróciłem do przyjaciół... i Tomasa.
- Viola, weź nie przesadzaj - powiedziała Natalia
- Daj jej spokój Naty - bronił Marco, a Francesce wyraźnie spodobała się interwencja jej chłopaka, ponieważ szeroko się uśmiechnęła. Podszedłem do Violetty, aby dać jej sok pomarańczowy.
- Jesteś wspaniała - szepnąłem jej na ucho i pocałowałem w policzek, a ona uśmiechnęła się do mnie.
- Dobra, dobra. Skończcie już. Śpiewamy "Sto lat"! - zarekomendował Tomas.
   Wszyscy zaśpiewali mi "Sto lat", a potem posiedzieliśmy chwilę i gadaliśmy o bzdurach.
- To co, oglądamy jakiś film? - zaproponowałem, a wszyscy zgodnie przytaknęli. Wstałem i poszedłem na górę poszukać czegoś odpowiedniego. Violetta podążyła za mną.
Ludmiła
   Impreza u Leona jest świetna. Bardzo się cieszę, że pogodziłam się z dziewczynami. Wszystko zaczyna się układać. Tylko Tomas zachowuje się jakoś dziwnie... W ogóle nie zwraca na mnie uwagi... Najgorsze jest to, że wcale nie mam mu tego za złe, nie przejmuję się tym, a chyba powinnam, prawda? Gdy tańczyłam z Federico, a wszedł Tommy, myślałam, że będzie wściekły, ale się myliłam i byłam bardzo zadowolona, że mój chłopak nie przerwał nam tańca. Dlaczego? Dlaczego tak dobrze rozmawia mi się z Fede, którego dopiero co poznałam?
   Naty i Maxi co chwilę spoglądali sobie głęboko w oczy, czule się do siebie uśmiechając. Francesca i Marco trzymają się za ręce i również się do siebie uśmiechają. Nie wspominając o Violetcie i Leonie, którzy chwili bez siebie nie mogą wytrzymać... To takie romantyczne! A ja i Tomas? Nic. 
   Postanowiłam nie zagłębiać się w moje rozmyślania, bo ta impreza jest po to, żeby się bawić, a nie martwić uczuciami. Leon i Vilu poszli wyszukać jakiś film, a my zostaliśmy w salonie śmiejąc się i śpiewając. Ci ludzie są wspaniali i nie rozumiem, dlaczego dopiero teraz to zauważyłam... 
   Federico zaśpiewał "Te esperare". Bardzo spodobała mi się jego wersja. Ma bardzo ładny głos.
- Co oni tak długo wybierają ten film? - zauważyła Francesca. Rzeczywiście nie było ich już od ponad 10 min.
- Dajmy im trochę czasu, na pewno nie mogą się skupić - zaśmiał się Federico - Śpiewamy dalej! Kto teraz? Ludmiła? Może ty?
- Ja? No dobrze...
- Świetnie! - Fede zaczął grać na gitarze piosenkę "Entre tu y yo". Zaczęłam ją śpiewać. Federico chyba chciał do mnie dołączyć, ale przeszkodził mu w tym Tomas. Kolejna dziwna sprawa... Wolałam, żeby śpiewał ze mną Fede niż Tommy? Nie... To niemożliwe. Kocham Tomasa! I śpiewałam razem z nim z miłości. Po zakończonej piosence przytuliłam się do mojego chłopaka.
Violetta
   Poszłam z Leonem wybrać film. Było już późno i byłam zmęczona, ale nie miałam zamiaru spać. 
- Na jaki film masz ochotę? - spytał Leon.
- Horror! - powiedziałam bez zastanowienia.
- O nie! Nie, nie, nie. Dobrze wiesz, że po horrorach masz koszmary. 
   Leon czasami naprawdę jest nieznośny i zbyt nadopiekuńczy, jak mój tata. Czy wszyscy faceci są tacy sami? Nie rozumiem, czym on się tak martwi. Jakby jakiś zły sen był czymś bardzo strasznym i niebezpiecznym, a przecież to tylko sen.
- Nie przesadzaj! Jestem już dużą dziewczynką i potrafię sobie poradzić z koszmarami.
- Bardzo się cieszę, ale nie. Lepiej obejrzyjmy jakąś komedię, czy coś.
- Leon, a jak cię ładnie poproszę - podeszłam bliżej i spojrzałam mu w oczy. Uśmiechnęłam się, a następnie pocałowałam mojego chłopaka. 
- Nie. - odpowiedział, a ja po raz kolejny pocałowałam go - Violetta.
- Co? - zapytałam i znów złączyłam nasze usta w pocałunku.
- Violetta, nie chcę, żebyś miała koszmary. - powiedział.
- Przecież będziemy tu razem i do tego są jeszcze nasi przyjaciele. Na pewno nie będę miała koszmarów.
- Lepiej nie ryzykować. - stwierdził i zaczął przeglądać płyty.
- Dlaczego ty mi rozkazujesz? Właściwie, to ja nie muszę cię słuchać. Mogę robić, co chcę! - mój chłopak w ogóle nie zwracał uwagi na moje słowa - Leon! - tupnęłam nogą, a gdy on spojrzał na mnie znów zaczęłam go całować - Proooszę.
- Ehh, no dobrze... - zgodził się i wywrócił oczami, a ja uśmiechnęłam się zwycięsko. Zaczęliśmy przeglądać płyty, aż w końcu wybraliśmy jeden film i zeszliśmy na dół, do naszych przyjaciół. Wszyscy śpiewali i śmiali się.
- No nareszcie! - krzyknęli wszyscy. 
   Leon włączył film, a ja przygotowałam popcorn i cocacolę. Rozłożyliśmy koce na miękkim dywanie i położyliśmy poduszki. Zaczął się film. Był straszny, ale leżałam z Leonem i trzymałam go za rękę, więc się nie bałam. Moje przyjaciółki również przytuliły się do swoich chłopaków, a Federico do Ludmiły... Spojrzeliśmy na niego dziwnie.
- Ja się nie boję... Po prostu... Zimno mi... - powiedział, a my zachichotaliśmy - Naprawdę!
   Biedaczek boi się horrorów... Wyglądało to śmiesznie. Tomas i Ludmiła i Federico... Tomas jakoś specjalnie się tym nie przejął, ale to dobrze, bo nie ma się czym martwić.
   Gdy film się skończył, poszliśmy spać. Położyłam głowę na tors Leona i szybko zasnęłam. To samo zrobiły dziewczyny. Tylko Federico rozłożył się na swoim kocu i spał, jak dziecko.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oto rozdział 56
Wiem, że miał być w poniedziałek...
Przepraszam, ale nie miałam czasu, żeby go dokończyć.
Następny będzie w niedzielę.
Od teraz będę dodawała rozdziały w piątek i w niedzielę.
Może być?
Zawsze kończę około 14 lub 15.
 Tylko w piątki kończę szybko, bo o 12.30, więc mam więcej czasu.

*Angiee*