- Rozmowy z twoim tatą są bardzo dziwne... - powiedziałem, a German właśnie wyszedł i szybkim krokiem podszedł do nas.
- Violetta, córeczko! Wszystkiego najlepszego! - przytulił ją - Dlaczego rano tak wcześnie wyszłaś?
- Tato, bo mnie udusisz... - zaśmiała się i uwolniła z uścisku.
- Ale...
- No chodź. Leon idź do domu i powiedz wszystkim, że my przyjdziemy niedługo.
- Dobrze - odpowiedziałem, puściłem oko do Violetty i wszedłem do domu państwa Castillo, po drodze mijając się z panią Saramego.
Tata bardzo dziwnie się zachowuje... O co mu w ogóle chodzi? Zaraz po tym, jak Leon wszedł do domu, dołączyła do nas mama. Ona też zachowywała się dziwnie, choć chyba nikt nie przebije taty..
- Co wam jest? Nie możemy wrócić po prostu do domu? Tam czekają na mnie przyjaciele.
Prosiłam, żebyśmy wrócili do domu, ale rodzice mówili, że chcą ze mną spędzić trochę czasu, bo jestem już dorosła i nie będziemy mieli dla siebie tyle czasu... Bla, bla, bla.
- Dokąd idziemy? - zapytałam.
- Niespodzianka - tak odpowiadali za każdym razem.
Wsiedliśmy do samochodu. Doszłam do wniosku, że właściwie, co mi szkodzi spędzić trochę czasu z rodzicami? Przestałam więc nalegać na powrót do domu i postanowiłam się dobrze bawić. Razem z mamą śpiewałyśmy przez cały czas, a tata tylko się uśmiechał.
Kocham moich rodziców. Są czasem dziwni, ale przez to są jeszcze bardziej wyjątkowi. Tak, jak Leon. On jest głupi i nienormalny, ale przez to jest wspaniały i nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jest, jak powietrze, jak tlen. Poza tym, uszczęśliwia mnie, jak nikt inny...
- Federico, czy możesz łaskawie przestać się do mnie odzywać - powiedziałam najspokojniej jak tylko umiałam - albo lepiej - odejść, albo jeszcze lepiej - przestać istnieć!
- Złotko, nie denerwuj się, bo będziesz miała zmarszczki... - jego spokój jest nie do zniesienia...
- Spokojnie, skarbie...
Cisza. Fede nic nie odpowiedział. Powiedziałam coś nie tak? Może go to zabolało? Nie, to Federico, na pewno nie. Przecież on wie, że ja nie mówię tego poważnie... A może nie... Sama już nie wiem...
- Nie przejmuj się, wracam do Włoch - odpowiedział po chwili i spokojnie wrócił do wieszania dekoracji.
Co?! Jak to wraca do Włoch?! Nie, on na pewno tylko tak gada... To jego kolejna gierka... A co jeśli nie? Federico jest wkurzający, nawet bardzo, ale nie chcę go stracić, nie chcę, żeby wyjeżdżał...
- Federico? - podeszłam do niego - O czym ty mówisz? Przecież ja...
- Wiem, że nie mówiłaś tego poważnie. W porządku - uśmiechnął się smutno i wrócił do poprzedniej czynności.
Nadal nie rozumiem, co jest grane... Czyli to jednak prawda? Nie, to niemożliwe. Na pewno nie. Ale Federico by nie udawał... To nie w jego stylu.
- Możesz mi powiedzieć, o co chodzi? Jak to wracasz do Włoch?
Fede spokojnie powiesił ostatnią papierową literkę i zszedł z drabiny.
- Skarbie - złapał mnie za ręce - Już dzisiaj wieczorem mnie tu nie będzie...
- Co? - powiedziałam cicho, ledwo słyszalnie, a zaraz potem usłyszałam krzyki przyjaciół. Słyszeli... Podbiegli do nas, a Federico puścił moją dłoń. Wszyscy wypytywali go, gdzie wyjeżdża.
- Wyjeżdżasz do Włoch i nic nam nie powiedziałeś? - nie dowierzała Naty.
- Zabierz mnie ze sobą.. - usłyszałam Francescę.
- Co?! Fran! - zdenerwował się Marco.
- No co? - zapytała jak gdyby nigdy nic, a Meksykanin spiorunował ją wzrokiem - Dobra, już dobra... Tylko się nie denerwuj - przytuliła się do chłopaka, a ten objął ją ramieniem.
- Możemy wrócić do rzeczy trochę ważniejszych? - oburzył się Leon i zwrócił się do Fede - Kiedy wracasz?
Powstrzymywałam łzy. Nie chcę, żeby wyjeżdżał. Boże, to niemożliwe. To nie może być prawda. Wolałabym codziennie słuchać jego denerwujących gadek niż nie widzieć go przez tyle czasu... Właśnie, przez ile czasu?
- Wiecie... Ja... Tak właściwie to nie wiem, jakoś za rok, trochę więcej... - jego odpowiedzi bałam się najbardziej. Nieważne, ile czasu... Każdy dzień będzie dla mnie udręką... Ale rok? Trochę więcej? Nie, nie wierzę...
- Jak to? - pytali wszyscy. Widać, nie ja jedyna tak się tym przejmuję... - Dlaczego dopiero teraz nam o tym mówisz?
Federico
W zeszłym miesiącu wziąłem udział w internetowym konkursie. Trzeba było nagrać wykonanie jakiejś piosenki. Zaśpiewałem "Luz, camara y acción" i wysłałem do Włoch. Tydzień temu dostałem odpowiedź. Nie sądziłem, że wygram... Bo dlaczego to właśnie ja miałbym dostać tę szansę z pośród miliona utalentowanych młodych ludzi? Napisali, że bardzo spodobało im się to, że napisałem własną piosenkę i to ją postanowiłem wysłać.
Nagrodą w tym konkursie była trasa koncertowa po Europie i możliwość nagrania własnej płyty. W
pierwszej chwili bardzo się ucieszyłem, gdy dostałem wyniki, bo to dla mnie wielka szansa. Wyobrażałem sobie siebie na scenie... To moje marzenie... Potem doszedłem do wniosku, że chyba nie chcę opuszczać Argentyny... Tu mam przyjaciół, Studio i... Ludmiłę. Bardzo mi na niej zależy... Szkoda tylko, że ona nie ma o tym pojęcia, ale z drugiej strony to nawet dobrze... Co by sobie pomyślała? Na pewno nie czuje tego samego, co ja...
Rozmawiałem na ten temat z Violettą i ona przekonała mnie do wykorzystania tej szansy. Ma rację. Powiedziała też, że powinienem powiedzieć o swoich uczuciach Ludmile, ale tego nie jestem do końca pewien... Przecież ona jest... W każdym bądź razie na pewno nigdy nie spojrzy na mnie tak, jak ja na nią... Trzeba się z pogodzić.
Opowiedziałem przyjaciołom o wygranej w konkursie i szansie na trasę koncertową po Europie. Na początku byli zaskoczeni, ale zaraz potem zaczęli mi gratulować.
- I co? Zamierzałeś tak wyjechać bez słowa? - zapytała Camila.
- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu nie byłem pewny, czy powinienem jechać. Dopiero wczoraj wieczorem Violetta mnie przekonała.
- Oczywiście, że powinieneś. Violetta ma rację - stwierdził Maxi.
- Tak, ale nie chcę wyjeż... - przerwałem, gdy zauważyłem, że nie było Ludmiły - Ej, gdzie Lu?
Rozejrzałem się po salonie, ale nigdzie nie było Blondynki.
- Nie wiem... Wyszła? - zastanawiała się Naty.
Ludmiła
Poszłam do pokoju Violetty, bo myślałam, że się zaraz rozpłaczę. To bardzo boli... Ale przecież nie pokażę mu, jak bardzo mi na nim zależy, mimo tych naszych wszystkich sprzeczek i bezsensownych kłótni. I tak okazałam już zbyt dużo emocji jak na Ludmiłę Ferro.
Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Violetty. Odebrała po dwóch sygnałach.
- Wszystkiego najlepszego, Vilu! - krzyknęłam do słuchawki. Na początku chciałam się jej wypłakać, ale przecież ma urodziny, więc nie będę jej zadręczać moimi problemami. Starałam się być jak najbardziej radosna.
- Dziękuję - odpowiedziała - Płakałaś?
"Kurde!" Skarciłam się w myślach... Przed Violettą Castillo nic się nie ukryje... Ona zawsze wyczuje, gdy coś jest nie tak, jak być powinno... Uwielbiam ją za to. Ale to jej święto, a ja mam jej zawracać głowę jakimiś moimi humorami i miłostkami?
- E tam... Tylko troszeczkę. - tłumaczyłam - Wiedziałaś, że Fede wyjeżdża?
- Aaaa - przeciągnęła - Więc o to chodzi... Wczoraj mi powiedział, ale nie był pewien, czy powinien jechać...
- Nie chcę, żeby wyjeżdżał, ale on nie może przepuścić takiej szansy...
- Powinnaś z nim porozmawiać, Lu - ona znowu zaczyna... Nic mu nie powiem! Nic nie odpowiedziałam, tylko westchnęłam i dalej słuchałam porad przyjaciółki - Wiem, że się boisz, ale jak Federico wyjedzie możesz już nie mieć tej okazji...
- Może to i lepiej? Szybciej zapomnę... Poza tym, co on sobie pomyśli? Na pewno mnie wyśmieje, czy coś... - wiem, że Fede by tego nigdy nie zrobił, ale nie znalazłam innego argumentu. Po prostu nie chcę mu powiedzieć. Tak. Tak będzie lepiej. Ja zapomnę i wszystko będzie po staremu.
- Co ty gadasz, Lu? Przecież...
- Nieważne. - przerwałam jej - Zapomnę. Kończę już, wracajcie szybko, bo mamy dla ciebie mnóstwo prezentów, a Leon tęskni - powiedziałam szybko, zaśmiałam się i rozłączyłam.
Usiadłam na łóżku przyjaciółki i po chwili dostałam sms'a.
Violetta:
Nie zapomnisz. O miłości nie da się zapomnieć.
Nie pozwól Wam cierpieć przez ten rok...
Vilu <3
Dlaczego ona zawsze musi mieć rację? Nie. Tym razem nie. Nie i koniec. Nic mu nie powiem. Poboli i przestanie. Tak. Zapomnę. A co jeśli nie? Nie. Na pewno zapomnę.
Biłam się z myślami, aż usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko otarłam łzy, zanim drzwi zdążyły się otworzyć.
- Ludmiła? - usłyszałam dobrze znany mi, czasem denerwujący głos. Federico wszedł do pokoju i usiadł koło mnie na łóżku Violetty - Dlaczego poszłaś?
- Ja... Zrobiło mi się słabo... - skłamałam.
- Już w porządku? - zapytał troskliwie przypatrując się mojej twarzy. Nie wyczuł kłamstwa. To dobrze. Nie chcę, żeby wiedział, że płakałam, bo będę tęsknić... Boże, sama się sobie dziwię... Z jednej strony go nie znoszę, a z drugiej... Ehh... - Blada jesteś. - Już dobrze - "Blada jestem z innego powodu..." Dodałam w myślach - Jest okej - Wow. Ukrywanie prawdy to moja specjalność.
- Świetnie. Będziesz tęsknić, złotko? - i znowu ten denerwujący głos, w którym się za... Nie! Ludmiła Ferro się nie zakochuje! Przy nim po prostu dobrze się czuję i... Kogo ja oszukuję?
- Chciałbyś, głupku - powiedziałam sarkastycznie i uderzyłam go w ramię.
- Oj, kochanie. Przecież wiem, że będziesz za mną tęsknić...
- Zamknij się! - krzyknęłam i wstałam.
- Ej, ej gołąbeczki! Nie kłóćcie się - do pokoju weszła Cami razem z Brodueyem - Fran każe wam zejść na dół, a wiecie jaka ona jest niecierpliwa... Violetta zaraz będzie, a my jesteśmy daleko w polu.
Zeszliśmy na dół. Olga przyniosła nam ciasteczka, a my wróciliśmy do wieszania dekoracji.
Violetta
Po telefonie Ludmiły wróciłyśmy z mamą do śpiewania bezsensownych piosenek i do wygłupiania się. Mam tylko nadzieję, że Lu ułoży się z Fede... Oboje do siebie wzdychają, ale nie chcą się do tego przyznać.
Chcę, żeby teraz wszystko było dobrze. Jak na razie wszystko na to wskazuje. Tata jest... Hmm... Normalny? Mama uśmiechnięta, chce wrócić do zawodu i już głośno o tym w mediach. Leon jest wspaniały i dzięki niemu jestem szczęśliwa. Angie i Pablo chcą razem zamieszkać... Cieszę się, ale będę tęsknić za ciocią... Ona mówi, że już jej nie potrzebuję, bo mam rodziców, ale Angie jest nie tylko moją ciotką, ona jest moją przyjaciółką... To dzięki niej mogę spełniać marzenia związane z muzyką, to ona wspierała mnie, gdy miałam problemy, to ona zawsze była przy mnie. Mówimy sobie o wszystkim. Dosłownie. Kocham ją, ale zdaję sobie sprawę z tego, że Angie ma też swoje życie i nie może cały czas się mną zajmować. Cieszę się z jej szczęścia. Marco i Fran są szczęśliwi, on się o nią troszczy, a ona jest wpatrzona w niego jak w obrazek. Związek Camili i Broduey'a rozkwita, oni świata poza sobą nie widzą. Naty i Maxi dopełniają się charakterem, osobowością i, co najważniejsze, bardzo się kochają. Lu i Fede... Mam nadzieję, że szybko zrozumieją, że są dla siebie stworzeni. Andres... Kochany Andres i jego kosmici. Oby znalazł sobie jakąś dziewczynę, którą będzie mógł rozbawiać do woli. Diego , nawet go nie znam, ale nie przepadam za nim i to się chyba nie zmieni, a Lara? Lara jest w porządku, a o tym śnie mam zamiar zapomnieć. I wreszcie Olga, Ramallo i przestrzeń osobista.... Tu nic się nie zmieniło, ale myślę, że są szczęśliwi obecnością tej drugiej osoby.
Wszystko jest na dobrej drodze i szczerze wierzę, że tak już pozostanie.
- Tato, kiedy będziemy na miejscu? - zapytałam.
- Już niedługo -odpowiedział, a ja i mama wróciłyśmy do poprzedniej czynności, aż nagle zauważyłam jakiś samochód, chyba Fiat, ale nie znam się. Ten samochód próbował nas wyprzedzić, ale nie zdążył, bo zderzył się z ciężarówką jadącą z naprzeciwka...
- German! - usłyszałam krzyk mamy, a zaraz po tym huk zderzających się samochodów...
To były ułamki sekund...
Zasnęłam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------